Co jest większym wyzwaniem – ukończenie biegu na 10 km czy triathlonu?

Odpowiedź na to pytanie wydaje się być oczywista. No właśnie: WYDAJE SIĘ. Ja bowiem stwierdzam, że…TO ZALEŻY
fit.pl
2013-08-05 00:00
Udostępnij
Co jest większym wyzwaniem – ukończenie biegu na 10 km czy triathlonu?
ironman2Faktycznie w powszechnym przekonaniu i według obiektywnych kryteriów triathlon jest zdecydowanie cięższym wysiłkiem. Zresztą ciężko się z tym nie zgodzić.

Zmieńmy jednak punkt widzenia i spójrzmy na wyzwanie, jako na coś indywidualnego i subiektywnego. I właśnie w tym kontekście stawiam znak równości pomiędzy ukończeniem biegu na 10 km i triathlonu. Każdy bowiem inaczej rozumieć pojęcia „ciężko – bardzo ciężko – hardcorowo”. Pamiętajmy, że każdy z nas jest inny. Każdy też ma swoje indywidualne możliwości, marzenia, oczekiwania. Przebiegnięcie 5 km dla osoby, która nigdy nie biegała i nie ma zbyt dużo czasu na przygotowania, jest równie dużym wyzwaniem, co ukończenie maratonu przez osobę biegającą systematycznie, dla której bieganie stało się sensem życia. Najważniejszy bowiem jest sam fakt podjęcie wyzwania i dążenie do jego realizacji, bo to przyniesie ci bardzo dużo korzyści, z których może nawet nie zdajesz sobie sprawy.

Czym więc jest wyzwanie? Nie chciałbym tutaj przytaczać żadnej definicji, ponieważ, jak wyjaśniłem wyżej, uważam, że wyzwanie to sprawa bardzo indywidualna. Dla jednych wyzwaniem będzie :

• przebiegnięcie 5 km,
• przepłynięcie bez przerwy 10 długości basenu,
• wykonanie 5 podciągnięć,
• przejechanie rowerem z jednego miasta do drugiego na dystansie 25 km.

Dla innych:
• ukończenie półmaratonu,
• przepłynięcie kajakiem wybranej trasy na Mazurach,
• przejście Orlej Perci w Tatrach,
• przepłynięcie wpław jeziora, na które często jeździmy, z jednego brzegu na drugi.

A są też tacy, którzy marzą o ukończeniu:
• biegu 48-godzinnego,
• Ironmana (3,8 km pływanie, 180 km jazda na rowerze, 42 km bieg),
• Spartathlonu (246 km bieg z Aten do Sparty),
• testów sprawnościowych amerykańskich komandosów,
• zdobyciu Mt Blanc,
• przepłynięciu kajakiem Wisły,
• przepłynięciu wpław Kanału La Manche,
• przejechaniu trasy Tour de Pologne,
• biegu w „Dolinie Śmierci”,
• maratonu piaskowego (6 biegów w 7 dni po pustyni : 28 km, 35 km, 42 km, 42 km, 84 km i 42 km).

Dlaczego warto podejmować się wyzwań w sferze aktywności ruchowej?

Powodów jest wiele i tak naprawdę, to jest również indywidualna kwestia, który dla kogo jest ważniejszy. Dzięki wyzwaniom bowiem:ironman6
• sprawdzasz rzeczywiste możliwości swojego organizmu,
• uczysz się, jak pokonywać bariery fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne,
• udowadniasz sobie „TAK, POTRAFIĘ!”,
• realizując je, zwiększasz swoją ogólną sprawność i kształtujesz sportową sylwetkę,
• zwiększasz poczucie Twojej własnej wartości,
• odstresowujesz się,
• rozwijasz nie tylko ciało, ale też cechy charakteru, takie jak samodyscyplina, konsekwencja, systematyczność, zorganizowanie, silna wola,
• nadajesz celowości swojemu treningowi,
• wzbudzasz szacunek u innych,
• nadajesz nowy sens swojemu życiu.

Odwiedź blog autora www.youWANTyouCAN.pl

ironman7Jak to wyglądało u mnie? Był maj 2009 roku. Miałem wówczas poważną kontuzję – naderwane 3 mięśnie w nodze. Leżałem i nic nie robiłem, poza jedzeniem i regeneracją. Ten bezruch mnie dobijał. Potrzebowałem jakiegoś wyzwania, którego mógłbym się podjąć, i które dałoby mi motywację do zwalczenia kontuzji i podjęcia regularnego wysiłku. Na początku pomyślałem o maratonie. 12 lat wcześniej biegałem, co prawda na krótkie dystanse, ale jednak lubię to robić.

Wtedy jednak zobaczyłem w internecie filmik o Ironmanie. Zaczarował mnie i wszystko się zaczęło… Pomyślałem „życiowe wyzwanie, czemu nie?!” Po tym, jak minęła pierwsza euforia pomysłem, przez wiele dni zastanawiałem się, czy w ogóle dam radę i czy to jest możliwe dla takiego biegowo-rowerowo-pływackiego amatora jak ja. Stwierdziłem w końcu, że nic nie szkodzi spróbować, a nawet jeżeli mi się nie uda, to i tak osiągnę wiele korzyści:
• zwalczę kontuzję,
• wprowadzę regularne treningi i odpowiednie odżywianie jako stały element swojego życia i będę miał motywację, żeby się tego trzymać,
• wykształtuje w sobie pozytywne cechy charakteru (samodyscyplina, systematyczność, przełamywanie słabości itp.).

Zanim do końca wyleczyłem się z kontuzji, minęło jeszcze kilka miesięcy. Ostatecznie przygotowania rozpocząłem w październiku. Dzień za dniem. W związku z tym, że nigdy wcześniej nie biegałem na dystansach dłuższych niż 10 km, nie jeździłem rowerem na dystansach dłuższych niż 20 km i nie pływałem wpław na otwartych wodach dalej niż 250 m, na początku przygotowań musiałem znacząco poprawić swoją wytrzymałość w poszczególnych konkurencjach. Dlatego też przez kilka miesięcy treningi były dzielone. Nie raz były naprawdę trudne. Pamiętam jak wielką trudność sprawiało mi przepłynięcie 4 basenów kraulem pod rząd (znasz to uczucie ?). Nie załamywałem się jednak i stopniowo było coraz lepiej.
W końcu doszedłem do poziomu, gdy mogłem (i w pewnym sensie musiałem) pozwolić sobie na łączenie treningów.

Wyglądało to tak, że szedłem na basen pływać, wracałem do domu i od razu wychodziłem na dwór przebiec zaplanowany dystans. Czasami też zdarzało się, że jeździłem na rowerze określony dystans, a następnie od razu przechodziłem do biegania. Są to tak zwane treningi łączone tzw. bricks trening. Ważny etap przygotowań, żeby zaadaptować Twój organizm do różnych form ruchu, które wymuszają poszczególne konkurencje triatlonu. Tutaj znowu początki bywały trudne. Pamiętam jak pierwszy raz przejechałem 40km na rowerze i miałem w planie przebiec 10km. Rower jakoś „poszedł”, nawet w niezłym czasie, ale jak z niego zszedłem i zacząłem biec, nogi miałem jak z kamienia. Ból łydek ogromny. Cóż, trzeba było maszerować przez chwile i podjąć kolejną próbę biegu. Całego dystansu nie udało się wtedy pokonać, ale pierwsze, jakże ważne, doświadczenia zdobyłem. Musiałem na bieżąco weryfikować swój program i wprowadzałem coraz więcej treningów łączonych.

Warto dodać, że swoje przygotowania rozpocząłem w październiku, więc zbliżała się zima. Z bieganiem nie było problemów, bo ubierałem się cieplej i dawało radę. Jak sobie jednak radziłem z rowerem? Jazda po dworze, na lodzie lub śniegu była bardzo ryzykowna. Zamówiłem więc trenażer i zamontowałem go w piwnicy. Prawie codziennie na nim jeździłem patrząc w ścianę. Było to zupełnie coś innego, niż rekreacyjna jazda w słoneczny, ciepły dzień. Taka forma jednak bardzo pomaga kształtować siłę woli i charakter oraz niezbędną, przy tego rodzaju wyzwaniu, psychikę. Pamiętaj, bo ja już to wiem dokładnie, że Twoja głowa i umysł mogą osiągnąć o wiele więcej niż samo ciało.

Jestem nauczycielem akademickim, więc swoje przygotowania musiałem łączyć z prowadzeniem licznych zajęcia ze studentami. Równolegle przygotowywałem się także do obrony doktoratu. Nie mogłem więc sobie pozwolić, by w 100 % poświęcić się Ironmanowi. Zwłaszcza, że treningi stawały się coraz dłuższe i trudniejsze. Wreszcie, w połowie drogi do celu głównego, a więc w okolicach marca, stanąłem przed 3 poważnymi problemami:
• Jak znaleźć niezależne fundusze na przygotowania do startu i sam start, żeby nie naruszać osobistego budżetu?
• Jak czasowo pogodzić treningi z ewentualną pracą dorywczą, która zapewni mi dodatkowe fundusze?
• Jak znaleźć w sobie motywację, żeby realizować program treningowy zgodnie z założeniami?

Pomysłów było wiele. W końcu jednak wpadłem na jeden, teraz wiem, że dość genialny…praca kuriera rowerowego. Dała mi ona dodatkowe fundusze na opłacenie podstawowych wydatków związanych ze startem w Ironmanie, m.in. opłatę startową, strój sportowy itp. Co najważniejsze, nie musiałem już godzić treningu z pracą dorywczą, która mogłaby mi zapewnić dodatkowe źródło finansowania, bo…praca dorywcza stała się istotnym elementem treningu. Wreszcie, realizacja zamówień kurierskich wręcz wymuszała na mnie jazdę. A bywało bardzo ciężko. Zdarzały się dni, gdy jeździłem w mojej nowej pracy po 150 km. Chcąc, nie chcąc, Twoja wydolność i ekonomizacja ruchu muszą przy takim wysiłku wzrastać. Nieważna jest wtedy intensywność, chociaż czasem bywało ostro. Któregoś razu musiałem zawieźć z rogatek miasta przesyłkę na dworzec w dość krótkim czasie, i przekazać ją kierowcy autobusu. Zdążyłem minutę przed jego odjazdem. Praca jako kurier pozwoliła mi też przede wszystkim realizować właśnie treningi łączone. Często po pracy gdy zjeżdżałem do domu myślałem, ile dziś przebiegnę. Czasami również szedłem na basen rano, następnie lekkie śniadanie i na rower do pracy. Później nie było problemu robić np. 120km rowerem i biegiem 15-20km w jednej jednostce treningowej.

Odwiedź blog autora www.youWANTyouCAN.pl

ironman5W celu kontroli efektywności moich przygotowań któregoś razu pojechałem na rowerze 40km do pobliskiej Sobótki. Zostawiłem rower u Babci i wystartowałem w półmaratonie - super przeżycie.

Czas startu w docelowej imprezie zbliżał się bardzo szybko. Byłem bardzo pewny siebie, bo realizowane treningi dawały mi wiele informacji o mojej aktualnej formie. Poza tym w moich przygotowaniach uwzględniłem starty kontrolne, które okazały się kluczowe. Chciałbym dodać, że w tym czasie wystartowałem w 2 półmaratonach (21,095km), 1 maratonie (42,195km), 1 maratonie rowerowym (160km), 3 biegach na 10km. Z pełną ekscytacją i podnieceniem oczekiwałem tego cudownego dnia. Zawody, zwłaszcza takie, są momentem twojej chwały, sprawdzenia siebie. To ty jesteś wtedy głównym aktorem tego widowiska.

W końcu udało się. 26 sierpnia 2010 roku na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako dzień, kiedy dokonałem, prawie niemożliwego – jako amator, ukończyłem Ironmana! Zrobiłem to po jedynie 9 miesiącach przygotowań, zaczynając praktycznie od zera.

Aureliusz Kosendiak

O autorze: Aureliusz Kosendiak. Doktor nauk o kulturze fizycznej (refleksyjny teoretyk). Pasjonat aktywności ruchowej (aktywny praktyk). Od 26.06.2010 r., po samodzielnych 9-miesięcznych przygotowaniach – Ironman. Autor bloga www.youWANTyouCAN.pl

www.fit.pl