O swoim treningu, diecie i sposobach na utrzymanie dobrej formy specjalnie dla portalu Fit.pl opowiada druga tyczkarka świata Monika Pyrek.
W minionym właśnie letnim sezonie Monika Pyrek uległa tylko rewelacyjnej Rosjance Jelenie Isinbajewej. Jej tegoroczne osiągnięcia to m.in. srebrny medal na lekkoatletycznych Mistrzostwach Europy, wygrana w Pucharze Europy i rekord tej imprezy (4.75), a w efekcie drugie miejsce w rankingu IAAF oraz drugi wynik w tabelach światowych. Aktualna wicemistrzyni świata i Europy w skoku o tyczce znalazła chwilę, by opowiedzieć czytelnikom portalu Fit.pl o tym, jaki jest jej sposób na utrzymanie mistrzowskiej formy.
- Jak udaje się Pani utrzymać tak rewelacyjną formę przez długi, męczący sezon?
- O to już dba mój trener. Na jego głowie spoczywa opracowanie planu treningu tak, aby szczyt formy przypadł na Mistrzostwa w danym roku. Jednak plan taki jest długoterminowy i sięga aż do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie 2008 roku. Dyskutujemy razem nad organizacją zgrupowań i zawodów. Po nieudanych zawodach zastanawiamy się, co zrobiliśmy źle, czego zabrakło, a po udanym konkursie spisujemy dobre elementy treningu. I tak z roku na rok zbieramy doświadczenia, aby rok olimpijski był perfekcyjny.
- Jak wygląda taki trening?
- Trening tyczkarzy i tyczarek jest treningiem bardzo wszechstronnym. Najważniejsze jest zachowanie pewnej harmonii. W centrum jest technika skoku, a do niej musi być dopasowany, wyważony trening biegowy, siłowy, gimnastyczny i akrobatyczny. Trening biegowy to nauka rytmu rozbiegu, trening siłowy to ćwiczenia ze sztangą, z naciskiem na barki, mięśnie brzucha i grzbietu. Trening gimnastyczny to sprawność ogólna, salta i specjalnie dopasowane ćwiczenia na drążku, przypominające ewolucje, które wykonujemy w trakcie skoku.
- Czy któryś z tych elementów lubi Pani w szczególny sposób?
- Nie ma treningu, który szczególnie bym lubiła. Dużo radości sprawiają mi skoki i trening gimnastyczny, gdy podczas trudnej ewolucji pokonuję barierę strachu. Za to wiem, co sprawia mi dużą trudność. Moją udręką są biegi długodystansowe.
- Czy oprócz tego dba Pani w jakiś specjalny sposób o swoją sylwetkę?
- Sportsmenki kojarzą się z potężnymi kobietami, z muskułami jak u mężczyzn. Te czasy już minęły. Obecnie każda zawodniczka dba o to aby wyglądać kobieco. Często po zakończonym treningu zostaję dłużej aby zrobić ćwiczenia typowe dla kobiet. Trochę więcej brzuszków, ćwiczeń na uda i pośladki.
- Czy jako sportowiec musi Pani stosować jakąś specjalną dietę?
- Przez długie lata nie przykładałam wagi do odżywiania się według konkretnej diety. Zawsze byłam szczupła, a nawet za szczupła. Od dziecka byłam niejadkiem. Zdaniem mojego trenera i lekarza ciągle jestem w niedowadze. Może to zabrzmi śmiesznie, ale mimo usilnych starań nie mogłam przytyć. Gdy pojawił się problem niedoboru żelaza podporządkowałam się zaleceniom lekarzy. Obecnie moja dieta to przede wszystkim krwisty stek przynajmniej raz w tygodniu, dużo szpinaku i innej zieleniny w różnych postaciach, od czasu do czasu wątróbka. Do tego ukochana kuchnia włoska - szczególnie mozzarella i makarony. Ale przede wszystkim staram się jeść posiłki o stałych porach i z rzadka opychać się na noc słodyczami. Udało się przytyć 2 kilo, ale równie ciężko je utrzymać.
- W jaki sposób udaje się Pani zachować tę pogodę ducha, którą prezentuje Pani na co dzień?
- Najważniejsze w tej całej zabawie jest to, żeby sprawiała radość i satysfakcję. W moje karierze sportowej był czas zwątpienia i znudzenia. Ale na nowo odnalazłam sens uprawiania sportu. Nie ma już w moim treningu słowa „muszę”, dominuje słowo „chcę”. Na nowo sprawia mi radość każda pokonana wysokość. A wszystkim pracuje się lepiej gdy uśmiech gości na twarzy.
Zdjęcia pochodzą z serwisu www.monikapyrek.pl
Spisał: Tomasz Kolasa