Skype, czat w internecie, poczta elektroniczna, zdjęcia cyfrowe są codziennością dla babć z bułgarskiej wioski Lilacze, oddalonej o kilkanaście kilometrów od miasta Wraca na północnym zachodzie kraju. Internet jest najtańszym sposobem komunikacji z rodziną za granicą
fit.pl
2010-04-14 00:00
Udostępnij
woman-computer-3Z 1500 mieszkańców wsi Lilacze ponad połowa wyemigrowała zarobkowo. Pozostały same babcie. "Nie ma rodziny, z której chociaż jeden człowiek by nie wyjechał" - mówi dla telewizji publicznej sołtys Cwetosław Cwetkow, który jako pierwszy wpadł na pomysł utworzenia klubu internetowego. Za duże były rachunki za telefon, trzeba było coś zrobić - dodaje.

Klub powstał dwa lata temu, projekt wartości 7100 euro sfinansował rząd Holandii. Urządzono pomieszczenie, kupiono sześć komputerów.

"W pierwszych dniach ludzie odnosili się do nowej techniki z niedowierzaniem" - mówi Cwetkow. Ale stopniowo z komputerów nauczyli się korzystać prawie wszyscy. Na początku babcie były nieśmiałe, przeważnie rozmawiały, obecnie piszą listy, mają adresy elektroniczne i w skypie.

Od stycznia babcie wiejskie wchodziły do internetu prawie 2000 razy. Niektóre czytają gazety, nauczyły się wchodzić na różne strony informacyjne.

Płacą po 50 stotinek (25 eurocentów) za godzinę. Dawniej wydawały na telefon po 150 lewów (75 euro) miesięcznie.

"Moje dzieci od ośmiu lat są w Hiszpanii, w Gandii pod Valencją. Wnuczka chodzi do szóstej klasy, teraz uczy się pisać po bułgarsku, wysyła mi listy" - mówi Wyrba Cenowa.

"Od czasu, kiedy nauczyłyśmy się wchodzić do internetu, nawet zrezygnowałyśmy z seriali telewizyjnych. Nie ma to jak porozmawiać ze swoimi" - dodaje 64-letnia Petra Raczewa. Ma dwie córki - jedna pracuje w Rzymie, druga na hiszpańskiej farmie. Nie widziała ich od trzech lat, lecz regularnie rozmawia przez Skype. "Opowiadam im o wszystkim, co się u nas dzieje".

Jej sąsiadka, 74-letnia Jordanka Gyrkowa macha przed kamerą do wnuczek w Barcelonie i dodaje: "Nauczyłyśmy się. Przecież mamy być kulturalnymi osobami". Nie widziała wnuczek od Nowego Roku.

Od 10 lat, gdy zaczęła się masowa emigracja ze wsi, nikt nie wrócił na stałe, niezależnie od kryzysu gospodarczego w tamtych krajach - stwierdza sołtys. "Przyjeżdżają na parę dni, na święta, i śpieszą się z powrotem". Mieszkańcy wioski Lilacze pracują w Hiszpanii, Grecji, we Włoszech, w Niemczech i Holandii.

"Ich pieniądze jednak wracają. Remontują domy, budują nowe. Wcześniej czy później wrócą, chociaż nie wiem, kiedy" - dodaje Cwetkow.
źródło:pap

www.fit.pl