No to jeszcze raz, od początku.
Jestem mamą dwójki urwisów, mam 33l i pracuję jako sprzedawca-kasjer w jednej z sieciówek.
Całe życie walczę z nadwagą i jak widać (o zgrozo! Pokazali mój brzuchol!) bez skutku. Generalnie nie jem dużo, jedynym powodem mojej otyłości są słodycze. Bo dzień bez słodkiego to dzień stracony. Ktoś mógłby powiedzieć –no i co? Ja też codziennie do kawy jem coś słodkiego. Ale ja mam chorobliwą chęć jedzenia słodyczy. Od rana zaraz po śniadaniu potrafiłam zjeść pączka i dopchać się ciastkami czekoladowymi . Po godzinie znów miałam chęć na coś słodkiego. Wieczorem po przyjściu z pracy ok 23:00 byłam w stanie zjeść cały litr lodów i jeszcze było mi mało.
Po pierwszym dziecku udało mi się wrócić prawie do wagi z przed ciąży(brakowało 2kg).
Stosowałam dietę Dukana i w ciągu 3 miesięcy schudłam ok. 5kg. Myślałam, że efekty będą bardziej zadowalające, w efekcie nabrałam tylko wstrętu do serków wiejskich…oczywiście szybko wróciłam do wagi wyjściowej.
W końcu, na afiszu pojawiło się wesele kuzynki i postanowiłam wziąć się za siebie. Znalazłam forum, gdzie poznałam inne dziewczyny, które jak ja walczyły o lepszą siebie. Wymieniałyśmy się wiedzą nt. odchudzania, treningów i mobilizowałyśmy się nawzajem, a potem chwaliłyśmy się swoimi maleńkimi sukcesami. Ćwiczyłam codziennie, kiedy syn spał i potem migiem do pracy. Nabrałam ładnych kształtów, i w ogóle czułam się o wiele lepiej. Jednak po 2 miesiącach regularnych ćwiczeń i diety bez słodyczy (o dziwo, dało się) zamiast robić moje 5-minutowe brzuszki z coraz to większą łatwością, coraz bardziej się męczyłam. Co się potem okazało, zaszłam w ciążę i przestałam zarówno ćwiczyć jak i stosować dietę.
Zajadałam się słodyczami, ciastami (a co! Wolno mi, w ciąży byłam) poza tym, miałam w końcu pretekst, żeby piec te wszystkie pyszności (jestem fanką blogów kulinarnych),a że mąż za słodkościami nie bardzo, to ktoś to musiał to zjeść, żeby się nie zmarnowało….W obu ciążach przytyłam po ok. 28kg. Niestety z tej drugiej ciąży pozostało mi jakieś 10kg.
W grudniu urodziłam córeczkę, a że nie umiałam już na siebie patrzeć, postanowiłam coś podziałać i w marcu zorganizowałam w swojej miejscowości zajęcia zumby. Wynajęłam super instruktorkę, Agnieszkę, która wprowadziła mnie i wiele dziewczyn oraz pań w kolorowy świat zumby!
Przeglądając stronkę fit.pl, którą poznałam dzięki Adze właśnie, poczytałam o akcji „Schudnij z nami do wiosny”. Postanowiłam –spróbuję, choć wiem, że i tak nie wygram. Wypisałam kupon zgłoszeniowy i wysłałam.
Codziennie sprawdzałam po kilka razy pocztę czy są już wyniki. (Wariatka zapomniała, że wyniki dopiero po nowym roku). W końcu JEST! „dostała się pani to finału!” :D Ależ byłam szczęśliwa! A za chwilę o cholibka! Teraz to już nie będzie ściemniania i koniec ze słodyczami i lenistwem przed tv.
Z lekkim opóźnieniem skontaktował się ze mną trener Jakub. Wypytał o każdą aktywność ruchową i moje możliwości. Jak na spowiedzi wszystko opisałam i dostałam plan treningu. Rozgrzewka, trening zasadniczy i ćwiczenia rozciągające 3x w tygodniu, a 2x w tygodniu bieganie.
Był wtorek, więc postanowiłam, że zacznę od biegania właśnie. Masakra!!!!!!!!!!! Moja kondycja jest poniżej wszelkiej krytyki. Ale cicho!!! Nie poddam się! W końcu nie po to zgłosiłam chęć do udziału w programie, żeby teraz się poddać.