Wiek XX coraz częściej bywa nazywany „epoką jedzenia”. W każdej gazecie mnóstwo jest nowych metod pozwalających odchudzić własne ciało, przepisów na „diety cud”, z telewizora ciągle dobiega dźwięk reklam żywności, a w sklepach zachęcają nas do degustacji pysznych smakołyków. Jak przy takim naporze zewsząd tematyki żywieniowej zachować zdrowy rozum?
Okazuje się, że gwałtowny rozwój przemysłu spożywczego i związanej z nim reklamy żywności, nie wszystkim służy. Wiele osób nie potrafi się w tym natłoku informacji żywieniowej odnaleźć. Reklamy są coraz bardziej wyrafinowane, bardzo często posiłkują się psychologią, wykorzystując słabe strony natury człowieka. Kobiety żyją w ciągłym stresie lansując prozdrowotny styl życia. Ulegają kultowi ciała i walczą o utrzymanie szczupłej sylwetki za wszelką cenę. Katują się dietami, chodzą na fitness, biegają do salonów piękności. A wszystko po to by być idealną, czyli nosić rozmiar 36.
Historyczne ujęcie ideału kobiecego ciała
Wielokrotnie w kulturze łączono zasady dietetyki i estetyki. Za czasów Rubensa ideałem urody były dość obfite kształty. Wówczas szczupłość była uznawana za przejaw niskiego statusu materialnego. Takie wzory pozostały w tradycyjnych kulturach afrykańskich do dziś. Tam, gdzie większość ludzi cierpi głód, bądź nie dojada, otyłość kojarzy się z bogactwem, wolnością i majętnością. W kulturze zachodniej wyznacznikiem wysokiego statusu jest paradoksalnie - szczupła, wręcz chuda sylwetka.
Moda na szczupłość - rozmiar 36
Jak dowodzi D.Garner, od końca lat 50-tych, obserwuje się stały spadek masy ciała kobiet wybieranych jako Miss America i Miss Playboy. Jednocześnie waga ciała przeciętnej mieszkanki USA rośnie. Im więcej ważymy, tym bardziej szczupły staje się nasz ideał kobiecego piękna, często prowadząc do przekroczenia granic bezpieczeństwa zdrowotnego.
W wieku XX doszło do niepokojącego rozszczepienia ideału urody i ideału zdrowia. Osoba szczupła jest postrzegana jako perfekcyjna, mająca silną wolę, osiągająca sukcesy zawodowe.
[-------]
Kto jest autorem definicji orthorexia nervosa
Jako pierwszy tego terminu użył Steven Bratman. Ten lekarz medycyny w dzieciństwie chorował na alergię. Jej leczenie wykluczało z jego diety pszenne pieczywo i produkty mleczne. Z upływem lat obawa przed jedzeniem, które mogłoby mu zaszkodzić zaczynała przybierać kształty obsesji. Jedynym sensem jego życia stała się zdrowa dieta. Po kilka godzin dziennie skrupulatnie przygotowywał sobie posiłki, zaczytywał się w nowoczesnych dietach, trendach żywieniowych. Po pewnym czasie na stole Stevena pojawiała się tylko żywność ekologiczna, a każdy jej kąsek przeżuwał po 50 razy. Tak bardzo koncentrował się na diecie, że zaczął unikać przyjaciół, przestał gościć na wspólnych obiadach i kolacjach. Zorientował się, że dzieje się z nim coś złego dopiero, gdy ukończył medycynę i zajął się praktyką prywatną. W gabinecie poznał pacjentów, którzy tak rygorystycznie przestrzegali diety, że niekiedy było to wręcz przyczyną ich choroby. Bratman zauważył, że obsesje tych ludzi są identyczne z jego problemem. Tę nową jednostkę chorobową określił mianem orthorexia nervosa.
Czym jest ortoreksja
Do kręgu chorób żywieniowych o podłożu psychologicznym, czyli anoreksji, bulimii, kompulsywnego objadania się, w latach 90-tych dołączyła nowa wersja zaburzenia jedzenia - ortoreksja. Termin orthorexia nervosa pochodzi z języka greckiego (od słów orto - prawidłowy, dobry i oreksis - pożądanie, apetyt), zaś po polsku definiowany jest jako obsesja na punkcie zdrowego żywienia.
Jak przejawia się ortoreksja
Ortorektycy, w przeciwieństwie do anorektyków stawiają na jakość, a nie ilość spożywanych produktów spożywczych. Narzucają sobie coraz bardziej rygorystyczne i wyszukane diety, uważając, że to zagwarantuje im zdrowie. Eliminują z posiłków rozmaite produkty spożywcze, pozbawiając się tym samym niezbędnych do prawidłowego funkcjonowanie składników mineralnych i witamin. Po pewnym czasie adaptacji do zaburzenia jedzą już tylko pięć, sześć produktów, które uznali za bezpieczne dla swojego organizmu. Menu każdego dnia jest bardzo monotonne i składa się jedynie z „dozwolonych” składników. Ta nieprawidłowo zbilansowana i niedoborowa dieta bardzo szybko odbija się na zdrowiu fizycznym i psychicznym takich osób.
Powikłania zdrowotne
Osoby zmagające się z ortoreksją zapadają na liczne choroby, których przyczyna tkwi w niewłaściwym sposobie odżywiania się. Niewystarczający dowóz głównych grup składników odżywczych: białka, tłuszczów, węglowodanów, witamin i składników mineralnych przyczynia się do powstawania zmian około narządowych. Konsekwencja tych zaburzeń bardzo często przejawia się uszkodzeniem pracy narządu, a nawet całego układu.
[-------]
Brak wapnia w diecie prowadzi do nadciśnienia, co dodatkowo obciąża niedożywione już serce. Nieodpowiednia podaż białka i wapnia prowadzi do osteoporozy, która rzutuje na pracę całego układu kostnego. Niedobór żelaza i kwasu foliowego grozi niedokrwistością. Dieta uboga w warzywa, owoce i błonnik przyspiesza rozwój nowotworu jelita grubego. Niedobory energetyczne upośledzają też szlaki metaboliczne i gospodarkę hormonalną organizmu, przez co pojawiają się depresje i zaburzenia psychiczne.
Ortorekycy leczą się bezskutecznie u specjalistów zajmujących się konkretnym narządem lub układem. Niestety bardzo rzadko trafiają do psychiatrów, którzy mogliby im właściwie pomóc i uleczyć chorą duszę.
Wąska granica normalności
Czy jest coś niepokojącego w tym, że chcemy się zdrowo odżywiać? Otóż ortorektycy tym różnią się od zdrowych ludzi lansujących prozdrowotny styl życia, że zdrowe jedzenie staje się dla nich obsesją. Wierzą w to, że jeżeli będą przestrzegać rygorystycznej diety to nie doświadczą chorób nękających współczesne społeczeństwa. Obsesja zdrowego jedzenia wpędza ich tymczasem w chorobę, a nawet szaleństwo. Jedzenie produktów dozwolonych i unikanie tych „szkodliwych” staje się filozofią życia.
Podobnie jak w przypadku anoreksji i bulimii, ortoreksja ma podłoże psychologiczne. Dotknięte nią osoby skupiają się na diecie, aby wypełnić pustkę w swoim życiu. Jest to dla nich doskonała wymówka przed spotkaniami z rodzina i znajomymi. Niektórzy starają się za pomocą tej niebezpiecznej diety zachować zdrowie, a nawet powstrzymać procesy starzenia się organizmu. Tymczasem na swoje życzenie wpadają we własną pułapkę żywieniową.
Niebezpieczna żywność
Opracowanie optymalnego sposobu żywienia jest w dzisiejszych czasach bardzo trudne. Codziennie jesteśmy bombardowani informacjami na temat szkodliwości różnych produktów żywnościowych. Owce chorują na scrapie, krowy na BSE. Ich mięso może zawierać priony wywołujące u człowieka chorobę Creutzfeldta - Jakoba. Wieprzowina jest zakażona pryszczycą, w mięsie drobiu i mleku możemy natknąć się na pozostałości antybiotyków. Kupowana przez nas żywność jest bezustannie wzbogacana substancjami konserwującymi, których stosowanie obarczone jest ryzykiem zdrowotnym. Produkty zbożowe, warzywa i owoce mogą zawierać azotyny, azotany, metale ciężki i pestycydy. Wszystkie te szkodliwe substancje gromadzone są w naszym organizmie, ale tylko do pewnego momentu. Potem zaczyna się choroba.
Zawsze najzdrowszy jest umiar
Jednak bądźmy realistami i nie dajmy się zwariować. Populacja ludzka przetrwała wiele milionów lat i nie zanosi się na to, żebyśmy mieli jutro przestać istnieć na Ziemi. Oczywiście powinniśmy być świadomymi konsumentami, czytać ze zrozumieniem etykiety produktów żywnościowych, wybierać producentów sprawdzonych, których surowce cieszą się wysoką jakością. I oczywiście nie objadać się zbytnio rozkoszami pańskiego stołu!
Aby nie utknąć w gąszczu coraz to lepszych i bardziej rewolucyjnych przepisów na życie, proponuję stosowanie się do zasady 6 „U” opracowanej przez wspaniałego człowieka, prof. dr hab. Stanisława Bergera z SGGW w Warszawie.
Zasada brzmi:
Urozmaicenie (posiłków)
Umiarkowanie (w jedzeniu i piciu)
Uregulowanie (systematyczność w jedzeniu)
Uprawianie (np. sportu, działki)
Unikanie (używek, nikotyny)
Uśmiechnij się !!!
Tak trzymać!
Aleksandra Czarnewicz- Kamińska
www.fit.pl