Aleksandra Kobielak to nie tylko wybitna zawodniczka fitness, wielokrotna mistrzyni świata i Europy. To także założycielka jedynej w Polsce Akademii Fitness Sportowego, w której szkolą się przyszłe mistrzynie fitness
fit.pl
2008-05-14 00:00
Udostępnij
Aleksandra Kobielak szkoli mistrzynie
aleksandra kobielakAkademia Fitness Sportowego powstała w 2004 roku w Gdańsku. Jest jedynym w Polsce stowarzyszeniem zrzeszającym dzieci od 6. roku życia oraz młodzież, którego celem jest propagowanie zdrowego stylu życia w oparciu o dyscyplinę sportową fitness. Dodajmy, że z sukcesami, bo podopieczne Akademii uzbierały już sporą stertę zdobytych na międzynarodowych turniejach medali.
Wygląda na to, że Pani Akademia to fabryka młodych mistrzyń fitness?

– Tak właśnie się wydarzyło. Potwierdzam swoją markę jako trener. Szkoła istnieje już czwarty rok. Dziewczęta uczą się w niej fitnessu. To oznacza, że mają w kompleksie zajęć gimnastykę artystyczną, zajęcia z przyborami, akrobatykę, zajęcia z baletu, podstawy tańca, zajęcia z dynamiki ruchu, bardzo dużo improwizacji ruchu, co jest potrzebne na scenie w momencie, kiedy jest np. „czarna dziura”. Mają też zajęcia ze mną i tu trudno określić do końca, co to jest, bo ja staram się „wbijać” we wszystkie dziury, braki, które pojawiają się gdzieś tam na innych treningach. Staram się podnieść je na wysoki poziom motoryczny, składam to w całość, potem wybieram najzdolniejsze dziewczynki i układam im choreografie, wykorzystując osobowość tej młodej kobiety. Projektuję do tego kostiumy i umawiam się z dziewczynami na muzykę. One same decydują, do jakiego rodzaju muzyki chcą tańczyć. Ja to akceptuję, dopinam całą resztę i wystawiam je na zawody. W zeszłym roku zdobyłyśmy 29 medali dla Polski. Z mistrzostw świata wróciliśmy z dużym sukcesem, bo 3 złote, 3 srebrne i 3 brązowe medale dla Polski na jednych zawodach to bardzo fajny wynik. Już za tydzień jedziemy na ME, na które zabieram 14 zawodniczek. Co roku ta grupa mi się powiększa o kilka osób, więc jedzie ogromny team z Polski – w sumie 30 osób z rodzicami, bo mam w szkole dzieci od 6. roku życia, które potrzebują na zawodach opieki rodziców. Polski team w dziedzinie fitnessu prezentuje się naprawdę mistrzowsko.

6 lat to bardzo mało, czy w takim wieku można już zaczynać treningi fitness?

– Próbowałam trenować z dziećmi nawet od czwartego roku życia i to też funkcjonowało. Ale rzeczywiście, jeśli już mówimy o jakiejś świadomości własnego ciała, czas około szóstego roku życia to najlepszy moment, żeby zacząć. Po roku treningów dziecko ma tzw. „złoty wiek”, czyli bardzo dobrą koordynację psychoruchową. Przez rok dzieci są w stanie bardzo dużo się nauczyć – i już po roku mogą występować np. na tanecznych zawodach. Warto zacząć jak najwcześniej, ja uważam, że najlepszy jest 6. rok życia.

Sama Pani wyszukuje talenty, czy też wyłuskuje je Pani spośród tych, które zgłaszają się do szkoły?

– Zawodniczki zgłaszają się do mnie z całego okręgu, bardzo często trafiają do mnie z różnych klubów, gdzie albo są znudzone sportem albo nie wykazują 100-procentowych zdolności, do zdobycia medalu w danej dziedzinie sportu. Przychodzą do mnie ambitne dziewczyny, które potrzebują pracy zbiorowej i pomocy psychicznej. Przyjmuje wszystkie. Przejście do grupy zaawansowanej to już moja rola. Przepuszczam je przez „sitko” i te dziewczyny, które maja talent do tego, by móc wystąpić na scenie i odpowiednią siłę psychiczną, idą dalej w świat.

Przywozicie każdego roku do Polski worek medali. Czy można wiec powiedzieć, że Polska jest potęga w fitnessie?

– Jak najbardziej. Choć niski ukłon należy się także Węgrom. Oni rzeczywiście są potęgą. Jest tam grupa kobiet, która poświeciła się pracy z dziećmi i kiedy one robią nabór, to mają po 100 dzieciaków. I rzeczywiście, jak jedziemy na zawody to z pełnym szacunkiem oddajemy im medale. Ja jestem sama w tym kraju, w związku z tym ja reprezentuje grupę 40 osób – w tym 14 zabieram na zawody. Myślę, że gdybym miała taką pomoc, jak Węgierki, za którymi stoi cała procedura, całe federacje, to moglibyśmy z nimi konkurować. Na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że jesteśmy potęgą, ale z wielkim ukłonem dla Węgier.

Pani szkoła to jedyna taka instytucja w Polsce?

– Na dzień dzisiejszy tak. Jakoś tak jest, ze osoby, które wiedzą, co zrobić, żeby być trenerem fitness, nie idą w tym kierunku. A szkoda, bo o ile fitness, rozumiany jako aktywność, istnieje i jest propagowany w bardzo szerokim zakresie, o tyle fitness jako dyscyplina sportowa skończyła się na starej kadrze i nikt nie dba o to, żeby zbudować kolebkę tego sportu w Polsce, gdzie mamy naprawdę dużo Mistrzyń Świata.

A czy Panią będziemy mogli zobaczyć jeszcze kiedyś na zawodach?

– Można mnie zobaczyć co roku, jeśli tylko ktokolwiek wreszcie wybierze się ze mną w końcu do Ameryki. Tak jak jedziecie na Arnold Classic za Mariuszem Pudzianowskim, tak zapraszam, żebyście pojechali ze mną i zobaczyli mnie w końcu na scenie. Bo ja na scenie jestem cały czas.

Rozmawiał Tomasz Kolasa
www.fit.pl