Ma Pani świetną figurę, dobrą kondycję i chyba nienajgorsze samopoczucie. Dlaczego więc chodzi Pani na siłownię?
Właśnie dlatego. Pobyt w klubie daje mi możliwość odreagowania i zawsze leczy ze smutków, znużenia, czy nie daj Boże depresji. Nie wiem na czym to polega, ale zawsze wychodzę stąd w dobrym nastroju. Squash i siłownia dają możliwość dostosowania ćwiczeń do swoich potrzeb i aktualnej kondycji. Lubię indywidualne tempo we wszystkim, co robię, także w życiu. Dlatego też nie lubię na przykład aerobiku, gdzie wszyscy muszą robić to samo w określonym czasie i tempie. A na siłowni, jeżeli na przykład mam gorszy dzień bądź boli mnie kark, mogę powoli wykonywać ćwiczenia. Nikt mi nie powie, że nie nadążam.
Jak często chodzi Pani na siłownię i jakiego rodzaju ćwiczenia wykonuje?
Staram się ćwiczyć trzy razy w tygodniu od półtorej do dwóch godzin. Na początku ricochet (to odmiana squasha), potem ćwiczenia na przyrządach, a na koniec łaźnia parowa. Wychodzę z klubu patrząc z optymizmem na świat.
Co siłownia daje Pani ciału, a co duszy?
Ciału przede wszystkim to, że jestem w dobrej kondycji, że dzięki temu, mam nadzieję, rzadziej choruję. A duszy, jak już wspomniałam, odreagowanie stresów. Dla mnie działanie ćwiczeń na psychikę jest czasem ważniejsze niż na kondycję fizyczną, a najczęściej jest tak, że jedno i drugie idzie w parze.
Czy siłownia to jedyna forma Pani aktywności fizycznej?
Zimą tak. Natomiast latem jeżdżę jeszcze na rowerze i pływam, nigdy jednak w publicznych basenach. Tego po prostu nie znoszę...
Źródło
SHAPE