Irena Awieruszko - Ptaszkiewicz - Zumba mnie uskrzydla

Irena Awieruszko - Ptaszkiewicz żyje z chorobą genetyczną układu kostno - stawowego i chorobą zwyrodnieniową stawów. Od 2 lat jest instruktorką Zumba Fitnes, a od 4 lat ćwiczy Zumbę i w ten sposób sobie pomaga. Portalowi Fit.pl opowiedziała o swoich zmaganiach z chorobą i o tym, jak Zumba zmieniła jej życie 
fit.pl
2015-08-11 00:00
Udostępnij
Irena Awieruszko - Ptaszkiewicz - Zumba mnie uskrzydla


fot. Oko Włodka

Cierpisz na genetyczną chorobę kostno-stawową i zwyrodnieniową stawów. Możesz powiedzieć czym objawia się Twoja choroba?

Widzę, że zaczynamy mocnym akcentem - od mojej choroby. Dobrze, niech tak będzie. Choroba Keitha, mnogie wyrośla chrzęstno - kostne. To zaburzenia genetyczne, powodujące deformacje kostno - stawowe w całym ciele. Taki "chaos kostny "- jestem jak rzeźba współczesnego artysty- wszędzie pełno wyrośli chrzęstno - kostnych (które rosły do czasu zakończenia fazy wzrostu ). Zaburzone są proporcje ciała, krótkie ręce nierównej długości, dłonie i stopy jak u 6 letniego dziecka, zbyt krótkie palce z deformacjami kostnymi. Niektóre kości rosły w różnym tempie i np w przedramieniu lewej ręki jedna kość jest poza stawem łokciowym bo bardziej urosła niż ta druga, która została w stawie, bo jej wzrost zatrzymał się wcześniej.  Albo z nadgarstkiem - jedna kość jest w stawie, a druga nie dochodzi do stawu, bo za krótka jest - i tak się tylko trzyma w ciele. Podobne deformacje kostne są w całym ciele, problemy z kręgosłupem, zdeformowana miednica, nieprawidłowa budowa stawów biodrowych i kolanowych - oczywiście taka niezwykła anatomia sprawia, że stawy niszczą się w wyniku nieprawidłowych obciążeń - szczególnie stawy biodrowe i kolanowe bo nic nie jest takie jak powinno być. To wiąże się z bólem i ograniczeniem sprawności. Czyli choroba genetyczna współistnieje u mnie z chorobą zwyrodnieniową stawów, a te zmiany zwyrodnieniowe postępują i zdarzają się stany zapalne tzw. zaostrzenia- gdzie ból i ograniczenie sprawności bywają takie, że w nocy czasem spać nie można a niektórych czynności codziennych sama wtedy nie zrobię jak np choćby ubranie skarpetki.  Szczególnie tak jest w przypadku zwyrodnienia stawów biodrowych, w normalnej sytuacji można by zrobić operację, wymienić staw na sztuczny i byłaby ulga. W tym przypadku to nie możliwe, właśnie przez nieprawidłową budowę miednicy, po prostu w krótkim czasie taki sztuczny staw by się zniszczył, przez zupełnie inne obciążenia stawu. 

Lekarze nie byli w stanie ci pomóc?

Lekarze określali mnie np. jako "beznadziejny przypadek" bo oprócz doraźnego leczenia lekami przeciwbólowymi i przeciwzapalnymi - niewiele mogli zaproponować, inni mówili, że nie mogę żadnej aktywności fizycznej robić i tylko mam czekać że będzie coraz gorzej. Gorzej.... czyli co? Teraz chodzę pomagając sobie laską, to potem 2 kule... a potem niektórzy to nawet na wózku widzieli moją przyszłość.  Tak to w skrócie u mnie wygląda, choć nie przedstawia całości, bo zaburzenia genetyczne wpływają tak naprawdę na funkcjonowanie całego organizmu - na pewno na nudę nie mogę narzekać :)



Choroba nakłada na Ciebie ograniczenia?

Mam problemy z chodzeniem szybko się męczę, odczuwam ból nawet jak przejdę np. 5 - 10 min bez przerwy, chodzę tak "kolebiąc się", czasem trochę się zataczam, nie mogę długo stać - przy czym "długo" to dla mnie też kilka minut - więc pomagam sobie laską przy chodzeniu, staniu i trochę odciążam w ten sposób stawy biodrowe. Przez ograniczenia ruchomości w stawach, różne czynności dnia codziennego to też wyzwanie jak np. podnieść coś z podłogi, bo nie mogę zrobić przysiadu - biodra i kolana nie puszczają, ale radzę sobie po swojemu. Taka jest moja codzienność, a w stanach zaostrzenia to w niektórych sytuacjach po prostu potrzebuję czyjejś pomocy jak np ubranie butów itp. Taki stan zaostrzenia trwa kilka miesięcy, wtedy trzeba brać silne przeciwbólowe i przeciwzapalne, żeby trochę to złagodzić.  Ale ważne jest, żeby dbać o swoją psychikę, żeby nie popaść w depresję. Ja kilka lat temu byłam w takim beznadziejnym stanie psychicznym, bo poddałam się słysząc te diagnozy, o których wcześniej wspomniałam. I wiem z doświadczenia - że w depresji ból jest silniejszy, obezwładnia, odsuwa od życia i ludzi..  Teraz, kilka lat później - ja, już jako nowa osoba, instruktorka Zumby - inaczej znoszę nawet te zaostrzenia i inne swoje dolegliwości, silniejsza psychika pomaga mojemu ciału szybciej się pozbierać. Daje dystans do trudnych doświadczeń i nadzieję, że to minie, że potem będzie lepiej.

Wielu ludzi, z podobnymi chorobami zamyka się w domu. Nie wychodzi, załamuje się. Ty wręcz przeciwnie. Masz mnóstwo energii, jesteś instruktorką Zumby. To Twój sposób na walkę z chorobą?

Mam świadomość swojej odmienności. To mi zostało z czasów dzieciństwa, gdzie nie było jeszcze szkół integracyjnych, a niektóre dzieci, jak to dzieci - na odmienność reagowały odrzuceniem, wyśmiewaniem, dokuczaniem. Ale jednocześnie miałam duże wsparcie w rodzinie. Rodzice zawsze mi powtarzali, że mogę wszystko, że mogę realizować swoje pasje, marzenia i mam w życiu podążać za głosem swego serca. Iść przez życie z podniesioną głową, wierząc w siebie i swoje możliwości.  Jednak, zanim tak naprawdę w te słowa uwierzyłam - minęło trochę czasu. Jestem plastykiem - rysuję, maluję czasem rzeźbię, choć teraz już rzadko, jak ktoś coś zamówi, albo jak chcę komuś zrobić prezent. Ale to właśnie Zumba sprawiła, że poczułam się lepiej sama z sobą, uwierzyłam, że ja tez coś mogę, że mogę wyjść na przeciw własnym ograniczeniom.  A odkąd jestem instruktorką Zumby - to czuję jakbym dostała skrzydeł !!! Zumbowanie z moimi fantastycznymi uczestniczkami, które mnie akceptują, które lubią moją Zumbę i są szczęśliwe zumbując że mną - to wszystko daje mi mnóstwo energii, radości i tak - jest moim sposobem na walkę z chorobą. Dzięki temu czuję, że jeszcze w tej walce zwyciężam.

Czy wcześniej próbowałaś innych aktywności? Czy dopiero Zumba była tym, co sprawiło, że zaczęłaś być aktywną?

W szkole podstawowej, w liceum i na studiach - wszędzie miałam zwolnienie lekarskie z w-f , choć bardzo chciałam uczestniczyć w tych lekcjach. W dzieciństwie przeszłam trochę operacji, ale po czasie rekonwalescencji, mogłam już coś robić, na tyle, na ile potrafiłam, lecz łatwiej było nauczycielom w-f wymusić, żebym miała zwolnienie, niż zająć się też takim uczniem. Problemem podobno było wystawienie ocen dla mnie.  Według mojej sprawności zasługiwałam na najniższe oceny, chociaż bardzo się starałam - to nie potrafiłam przekroczyć swoich ograniczeń, byłam zawsze na końcu. Nauczyciel wf w podstawówce chciał sprawiedliwie wszystkich oceniać, według jednego kryterium, a wtedy groziłoby mi to, że nie przejdę do następnej klasy. Tylko jedna nauczycielka przez jeden rok spełniła moje marzenie (bo potem niestety odeszła z tej szkoły) - w 5 klasie uczestniczyłam w lekcjach wf i oceniła mój wkład oraz wysiłek a nie odstępstwa od normy - to był piękny rok - ćwiczyłam dając z siebie 100% albo i więcej i miałam nawet oceny:) ! Bardzo jestem jej za to wdzięczna, wciąż pamiętam i dziękuję (może to przeczyta) :) Ale potem w liceum znów trzeba było zwolnienie przynosić i na studiach też. Oczywiście sama próbowałam coś z sobą robić - gimnastykowałam się sama, jak umiałam. Lubiłam tańczyć - to bywałam na dyskotekach i improwizowałam, podążając za muzyką.  Jednak już na studiach coraz gorzej się czułam, potem praca i też gorzej. wstydziłam się tego, że szybko się męczę i ledwo chodzę - przez kilka lat chodziłam podpierając się mocnym parasolem, dojrzewałam do oswojenia się z laską. Wtedy już nic nie ćwiczyłam, szukałam tylko pomocy specjalistycznej - lecz jej nie znalazłam.  Dopiero po kilku latach, gdy juz było ze mną bardzo źle i pod względem fizycznym i psychicznym, gdy poddałam się chorobie, wpadłam dodatkowo w depresję , przytyłam dużo - w takim właśnie momencie życia pojawiła sie Zumba - jak "światełko w tunelu".

Twoją życiową pasją jest Zumba. Co sprawiło, że właśnie ta aktywność zawładnęła Twoim sercem i ciałem?

Zumba Fitness pojawiła się w czasie, gdy było mi trudno w życiu, gdy nie widziałam wyjścia i była dla mnie takim olśnieniem, natchnieniem , na które czekałam. Była ratunkiem po prostu - bo dzięki niej, odbiłam się od "dna" i zaczęłam żyć . A jak to się stało?  Razem z koleżanką, która coś o Zumbie usłyszała - wybrałyśmy się któregoś dnia, żeby zobaczyć, na czym polegają takie zajęcia.  Przyszłyśmy, zobaczyłyśmy i pokochałyśmy! Bardzo nam sie spodobało to połączenie tańca i fitnessu, przy świetnej muzyce. Tylko na pierwszych zajęciach, po 5 min. czas stanął dla nas w miejscu - i to potworne zmęczenie oraz przerażenie- jak wytrzymamy do końca :) ? Ale kontynuowałyśmy, chodziłyśmy na zajęcia, pomimo początkowych trudności. Po jakimś czasie zaczęłyśmy zauważać korzyści - świetny humor po Zumbie, zmiana w patrzeniu na swoje ciało - większa akceptacja siebie, trochę straconych kilogramów. Ja poczułam siłę i moc w sobie - ta energia i radosna atmosfera zajęć sprawiała, że uwierzyłam, że ja w kwestii ruchu też coś mogę. Zumba jest dla wszystkich, bo jest łatwa, prosta, podczas zajęć wszyscy się dobrze bawią i każdy może dostosować tempo ćwiczeń do swoich możliwości.
Tak chciał Beto Perez - twórca Zumby i na dobrych zajęciach Zumba Fitness, tak właśnie jest. A to sprawia, że wtedy nawet ludzie z problemami zdrowotnymi mogą czuć się pełnowartościowymi uczestnikami.



Droga do zostania instruktorką Zumby była długa?

Zumbę pokochałam 4 lata temu i od razu zaczęłam trenować ostro, z pasją - po kilka godzin tygodniowo. Od początku ćwiczyłam z przodu - blisko instruktora i lustra, żeby uczyć się choreografii, żeby dopracowywać technikę - chciałam to robić najlepiej jak potrafię. Myślę, że przez ten czas przygotowywałam się do bycia instruktorem, chociaż początkowo trudno mi było się do tego przyznać przed samą sobą, a co dopiero przed innymi. Jedynie swojemu mężowi czasem wzdychałam, że marzy mi się bycie instruktorem Zumba Fitness.  I w czerwcu 2013r. roku na moje urodziny mój mąż Czesław zrobił mi piękny prezent – zafundował mi kurs instruktorski Basic 1. Ten kurs odbył się w lipcu w Krakowie z Izabelą Kin i od lipca 2013 r. jestem instruktorką!.  Ciągle się kształcę, zdobywam kolejne zumbowe kwalifikacje, ukończyłam szkolenia: Basic 2, Zumba Gold i Zumba Gold Boost ( Zumba Gold to jest taka łagodniejsza Zumba, mniej intensywna dla osób starszych, z problemami zdrowotnymi, albo dla kobiet w ciąży), szkolenie Zumba Kids i Kids Boost ( Zumba dla dzieci), Zumba Toning i Toning Boost ( Zumba Toning jest to Zumba z lekkim obciążeniem w postaci małych ciężarków - sticsów) i szkolenie Pro Skills (żeby być po prostu lepszym instruktorem). Ponadto uczestniczę w wielu zumbowych wydarzeniach w kraju i nawet za granicą, w różnych warsztatach tanecznych, śledzę dokonania choreograficzne instruktorów z dużym doświadczeniem i świetnymi umiejętnościami warsztatowymi.  Czyli ta droga - to proces, który trwa. Trzeba ciągle rozwijać swoje umiejętności, uczyć się czegoś nowego.

Podczas zajęć tryskasz energią, a jaką jesteś kobietą na co dzień?

Tryskam energią gdy zumbuję na zajęciach albo na Maratonach Zumby, bo wtedy czuję, że żyję, czuję, że w tej chwili, która trwa - mogę wszystko, zwyciężam ograniczenia swego ciała, czuję się wolna ! Traktuję to jako cud, magię, bo zumbuję na 200% swoich możliwości albo i więcej :) A to daje mi taką radość, że dzielę się też tym szczęściem z moimi uczestniczkami. To widać na zajęciach, gdzie przez całą godzinę uśmiecham się, krzyczę, śpiewam razem z dziewczynami. To jest piękne !  Gdy na Maratonach występujemy razem z mężem - to też cudowne doświadczenie - bo fantastycznie jest móc razem z ukochaną osobą mieć tę samą pasję i wspólnie czerpać z tego radość!  A pomiędzy zumbowym życiem... cóż w sezonie, w roku szkolnym, gdy mam trochę tych zajęć a w weekendy wyjazdy na Maratony zumbowe, albo organizowanie własnych Maratonów i imprez charytatywnych - to pomiędzy tym wszystkim po prostu odpoczywam, nabieram sił, regeneruję się. Nie mam sil na coś więcej, ale tak wybrałam świadomie - cieszę się tym, co mam. I mam nadzieję, że jak najdłużej będę mogła zumbować. Póki mogę to robić, to chcę tak na maksa - żeby się porządnie tym nacieszyć. A potem będę miała piękne wspomnienia!  Myślę więc, że jestem optymistką, bo zaakceptowałam siebie, dostrzegam pozytywy tego, co mnie spotyka, trudności traktuję jako wyzwanie i zadanie życiowe. Korzystam z życia tak jak potrafię, chwytam każdy dzień - po prostu żyję, ciesząc się życiem :) !

Można powiedzieć, że Zumba to Twoje uzależnienie i lekarstwo na chorobę?

Tak, jak najbardziej - Zumba jest dla mnie i dla uczestniczek moich zajęć, pozytywnym uzależnieniem i lekarstwem. Taką pigułką zdrowia, radości i młodości, a nawet dziecięcej spontaniczności, bo podczas zumbowania, można poczuć dziecięcą beztroskę, zmienia się spojrzenia człowieka na świat, na otaczających ludzi, na osobistą sytuację – docenia się to, co się ma, kim się jest. W sercu rodzi się akceptacja siebie, swojego ciała i swojego życia, radość oraz zaufanie do siebie i do innych. Zyskujemy pogodę ducha, spokój wewnętrzny, dystans do siebie i swoich życiowych spraw, a jednocześnie dostajemy tak dużo energii i siły, że możemy po zajęciach, wrócić z radością do naszej codzienności.

Dlaczego właśnie ruch stał się Twoim sposobem na walkę z chorobą?

Może dlatego, że jestem uparta i lubię robić pewne rzeczy na przekór. To ograniczenie w dzieciństwie, gdy musiałam te zwolnienia załatwiać, te diagnozy i zalecenia lekarzy teraz, żeby unikać aktywności fizycznej - to we mnie wyzwoliło z biegiem lat, ogromny bunt, sprzeciw. Tak na przekór temu wszystkiemu zaczęłam ruszać się, zumbować - i już tak zostało. Mam nadzieję, że jak najdłużej będę mogła w ten sposób walczyć z chorobą, bo ten zumbowy sposób daje mi ogromną satysfakcję i poczucie spełnienia. Gdy widzę, jaką przyjemność dają te zajęcia moim uczestniczkom , jak one zmieniają się jak im zmienia się również ich życie na lepsze - to czuję jeszcze większą radość. A wiadomo, że takie emocje, jak radość, spełnienie, poczucie mocy i inne pozytywne doznania - pomagają lepiej radzić sobie z chorobą oraz innymi trudnymi sprawami w życiu. Wtedy to, co trudne - jest po prostu wyzwaniem, zadaniem, a nie problemem.



fot. Damian Rafacz

 

Miałaś chwilę zniechęcenia? Mówiłaś mam dość, jestem chora, po co ja w ogóle to robię...?

Choć jestem optymistką pełną nadziei i wiary, że to, co robię ma sens - przyznam, że czasem też miewam momenty zniechęcenia. To ludzkie - każdy czasem ma gorsze dni. Jakiś czas temu doświadczyłam takiej myśli, w pewnym Klubie Fitness, gdzie niektóre bardzo fitnessowe uczestniczki, takie z pięknymi sylwetkami, wyćwiczone, super zgrabne - jak zobaczyły mnie w roli instruktora - to potrafiły ostentacyjnie wyjść z moich zajęć po 2 lub 3 pierwszych piosenkach.  Czułam, że wizualnie oceniły mnie, nic o mnie nie wiedząc. Nie wyglądam fitnessowo - to fakt, ale te osoby nie miały pojęcia jaką drogę przeszłam zanim znalazłam się w roli instruktora i co wciąż pokonuję robiąc to, co robię. Na zajęciach nie mówię od razu, co mi jest, nie tłumaczę - po prostu przychodzę, witam się z uczestnikami i zumbuję, czasem coś tam zagadamy do siebie na przerwie, albo przed zajęciami albo po - jak to instruktor z uczestnikami. Dopiero z czasem, jak ktoś zapyta mnie wprost, co mi jest, to wtedy odpowiadam tak ogólnie, nie wdając się w szczegóły.   Tu u tych dziewczyn, wygrało niestety stereotypowe myślenie. A swoją drogą, ja jako uczestniczka nigdy nie wyszłam wcześniej z zajęć nawet jak coś mi się nie podobało - zawsze dawałam instruktorowi szansę do końca, żeby zobaczyć całość zajęć i dopiero wtedy wyrobić sobie pogląd, o instruktorze i jego pracy. A jak coś mi się podobało lub nie podobało - to zwyczajnie potrafiłam podejść po zdjęciach i zagadać na ten temat.  Ale na szczęście to tylko kilka osób, reszta super dziewczyn w tym klubie, które zostały na moich zajęciach - zaakceptowały mnie, polubiły moją Zumbe i fajnie się nam tam zumbuje :)  A w Domach Kultury na terenie Bielska - Białej - to już w ogóle odniosłam sukces, mam tam takie grupy, że zawiązują się wzajemne przyjaźnie, wyjeżdżamy razem na maratony Zumby, uczestniczki czują się tak dobrze zumbując ze mną, że ostatnio zrobiły mi prezent i zamówiły sobie koszulki "Zumba z Ireną" - bo czują się moim Teamem Zumbowym.  Gdy się ma tak fantastycznych, dobrych ludzi przy sobie - to zapomina się o tym, co czasem trudne i przykre, bo doświadczane dobro, radość, przyjaźnie - przeważają szalę i dają poczucie szczęścia ! I To daje mi siłę, by przezwyciężać chwilowe zniechęcenia czy spadki formy.

Inspirujesz ludzi do ruchu, zachęcasz do aktywności i przede wszystkim pokazujesz, że się da. Że mimo choroby można ćwiczyć intensywnie. Godna podziwu postawa.

Tak, po przez swoje zajęcia Zumba Fitness, Zumba Gold i Zumba Kids na terenie Bielska- Białej, przez uczestnictwo w Maratonach Zumby - wszędzie, gdzie się pojawiam, chcę pokazywać swoim przykładem, że można coś ze swoim życiem zrobić, niezależnie od okoliczności życiowych , że kwestią naszego wyboru jest to, jak interpretujemy to, co wydarza się w naszym życiu. Że możemy zawalczyć o siebie.  Skoro ja mogę tyle zrobić, choć mam takie ograniczenia i problemy zdrowotne - to o ileż bardziej może ktoś - kto jest zdrowy, sprawny, tylko np. walczy z nadwagą, bo się po prostu zaniedbał w kwestii diety czy ruchu. Albo w drugą stronę - ktoś , kto ma problemy zdrowotne, albo jest po chorobie, dochodzi do siebie ale boi się zacząć żyć aktywnie - widząc mój przykład, może nabrać odwagi, by spróbować. Bo skoro ja mogę - to ktoś taki też może się ruszyć do aktywnego życia, może zawalczyć o siebie. Wszystko zaczyna się w naszej głowie, jeśli uwierzymy, że możemy - to tak będzie. I to jest piękne w życiu. Życie jest cudem i dopóki trwa, warto się nim cieszyć !

materiały video dzięki uprzejmości TV Bielsko

www.fit.pl