Osiągnięcia Marka Plawgi są dowodem na to, że uporem i determinacją można osiągnąć wiele mimo przeciwności losu. W miniony weekend zdobył brązowy medal w biegu na 400 metrów przez płotki podczas lekkoatletycznego Pucharu Świata w Atenach, wcześniej został wicemistrzem Europy, a jeszcze kilka miesięcy temu przechodził skomplikowaną operację złamanej stopy.
Plawgo to jednocześnie wybitny sportowiec i wybitny pechowiec. Już od pięciu lat zmaga się z różnorodnymi kontuzjami (cierpiał m.in. z powodu przepukliny, problemów z miednicą, kontuzji stawów skokowych i naderwanych mięśni), a na trzy miesiące przed letnimi lekkoatletycznymi mistrzostwami Europy w Goeteborgu przeszedł operację złamanej stopy. Na mistrzostwa pojechał dzięki przychylności Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, który machnął ręką na to, że Plawgo nie zdobył tzw. minimum, koniecznego do zakwalifikowania się na mistrzostwa. Okazało się, że warto było dać mu szansę, bo Plawgo najpierw został wicemistrzem Europy w biegu na 400 metrów przez płotki, później wygrał w tej konkurencji podczas warszawskiego mityngu lekkoatletycznego Pedro’s Cup, a ostatnio zdobył brązowy medal na jednej z najbardziej prestiżowych lekkoatletycznych imprez świata – Pucharze Świata.
- Problemy, które pojawiają się, są przeplatane sukcesami, a te dają mi wiarę – mówi Plawgo. - Mam świadomość, że stać mnie na niebagatelne osiągnięcia, które mogą pojawiać się jeszcze częściej. Gdy po operacji okazało się, że wystarczą trzy tygodnie rehabilitacji, postawiłem wszystko na jedną kartę - w kwietniu powróciłem do treningów i aż do ponownego przyjazdu do Goeteborga zapomniałem o jakichkolwiek przyjemnościach.
Po niedawnej operacji biegacz zadeklarował, że będzie prowadził bardziej sportowy tryb życia i wszystko podporządkuje sportowi. Jego marzeniem jest zdobycie złotego medalu na olimpiadzie w Pekinie. Ostatnim sprawdzianem przed tą imprezą będą dla niego przyszłoroczne mistrzostwa świata w Osace.
- Na razie nie czuję się spełniony w sporcie - mówi. - Poluję na złoty medal, bo nie ukrywam, że smutno mi było stać na podium w Goeteborgu i nie słyszeć Mazurka Dąbrowskiego.
Oprócz tego, że biega, Marek jest studentem turystyki i hotelarstwa w Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej. Na razie zawiesił studia, ale zamierza je ukończyć. W tej chwili wszystko podporządkował sportowi. Praktycznie cały czas wypełniają mu treningi z małymi przerwami na odpoczynek w domku nad jeziorem. Trening łączy oczywiście z odpowiednią dietą:
- Zwracam uwagę na to, aby moja dieta była zdrowa - mówi. - Jadam dużo ryb, warzyw. Gotuję na parze, ewentualnie piekę, unikam smażonych potraw. Uwielbiam pomidory z oliwą. Wyeliminowałem słodycze i ulubiony żółty ser. Pozwalam sobie czasem na czekoladę, gdy brakuje mi węglowodanów.