Roman Pawelec - trener zwycięzców Eurowizji
W wytańczone zwycięstwo w konkursie Eurowizji włożyli masę pracy. Edyta Herbuś i Marcin Mroczek poświęcili dwa miesiące na wyczerpujące treningi pod czujnym okiem Romana Pawelca. To właśnie trener tańca z Radomia jest ojcem sukcesu polskiej pary.
W wytańczone zwycięstwo w konkursie Eurowizji włożyli masę pracy. Edyta Herbuś i Marcin Mroczek poświęcili dwa miesiące na wyczerpujące treningi pod czujnym okiem Romana Pawelca. To właśnie trener tańca z Radomia jest ojcem sukcesu polskiej pary.
Specjalnie dla portalu FIT.PL Roman Pawelec opowiedział o kulisach występu i szalenie ciężkich przygotowaniach.
Gratuluje postawy Pana podopiecznych na Eurowizji. Romana i Monikę Pawelców stworzył Espen Salberg. Czy można powiedzieć, że tanecznego Marcina Mroczka i Edytę Herbuś stworzył Roman Pawelec?
Myślę, że miałem bardzo duży udział w tworzeniu ich tańca. Edyta to jest tancerka zawodowa także jej rozwój przebiegał już dużo wcześniej. Natomiast jako para powstali tutaj w Radomiu, a dwa miesiące treningów dało to co widzieliśmy.
Pewnie to pytanie słyszał Pan już setki razy. Jak wyglądały treningi i przygotowania do Eurowizji?
To jest tak samo jak w przypadku innych tancerzy. To jest bardzo ciężka praca. Tym bardziej dla osoby, która dopiero wchodzi w taniec, tak jak Marcin. Co prawda miał kiedyś kontakt z tańcem dyskotekowym, ale bardzo dawno. Duża przerwa jednak robi swoje. Podziwiam Marcina za jego upór i determinację, bo to co zrobił to jest niesamowita sprawa. Ludzie, którzy go widzieli przed i po po prostu nie poznawali go. Marcin brał udział w „Tańcu z gwiazdami” i ukraińskiej edycji tego programu. Tamtą nawet wygrał. Wtedy też przyjeżdżał tutaj do Radomia. Robił sobie układy z tańców latynoamerykańskich. Ale to, co zrobił przez te dwa miesiące to był po prostu skok w nadprzestrzeń w jego rozwoju tanecznym.
A czy fakt, że są to osoby z pierwszych stron gazet sprawił, że dostali taryfę ulgową czy może większy wycisk?
Tu stawka była bardzo wysoka, także tu absolutnie nie było żadnej taryfy ulgowej. Zresztą oni nie chcieli żadnej taryfy ulgowej. Marcin był niesamowicie zdeterminowany. Postawił wszystko na jedną kartę. W każdą wolną chwilę przyjeżdżał do Radomia. W wakacje pracuję także poza Radomiem, więc spotykaliśmy się tam, gdzie prowadziłem obóz. Nawet jeżeli Edyta nie mogła przyjechać, bo coś tam jej wypadło to Marcin sam przyjeżdżał na salę i trenował. To była niesamowita determinacja z jego strony.
[-------]
Marcin i Edyta trenowali razem z innymi Państwa uczniami...
W wakacje robię zgrupowania dla par sportowych. Bo generalnie do mnie przyjeżdżają zawodowcy, którzy potrzebują jakiejś inspiracji. Robimy nowe figury, omawiamy pewne tematy. I to była znakomita okazja, żeby Marcina wprowadzić w tryb. On po prostu stanął w szeregu razem z innymi parami i zaczął pracować. Zrobił wielką robotę, wykazał się największą determinacją w treningu. A to bardzo mobilizowało pozostałych uczestników. Jeśli taka gwiazda z taką pokorą przychodzi i trenuje to tym bardziej oni czuli się zobowiązani do tego, żeby porządnie trenować.
A czym Marcin Mroczek i Edyta Herbuś wyróżniali się z grona pozostałych uczniów?
Na pewno większą dojrzałością. Dla nich taniec towarzyski to jest taniec mężczyzny i kobiety. Także te relacje były u nich bardzo widoczne. Tym bardziej, że Edyta to bardzo zdolna tancerka i nieraz to udowadniała. Ona była znakomitym przykładem ruchowym, w sensie koordynacji, więc dziewczyny mogły ją naśladować. To jest taka iskierka na parkiecie. Zresztą to było widać także na występie.
Mówi się, że gwiazdy mają trudny charakter. Czy nie przeszkadzało to w pracy z nimi?
Ja ani przez chwilę nie odczułem czegoś takiego. Wręcz odwrotnie. Muszę powiedzieć, że układało się między nami bardzo fajnie. Nawet Marcin w trakcje zajęć zaczął mi mówić na Pan i do tej pory nie może się odzwyczaić. Chociaż wiele razy prosiłem go, żeby przeszedł na „ty”. Ogólnie zaimponował mi swoim charakterem. To szalenie normalny, porządny chłopak, bardzo wrażliwy. Jeśli chodzi o relację ze mną to sprawowali się na piątkę.
Co czuje trener, którego podopieczni odnoszą tak duży sukces? I czy takie emocje porównywalne są z tymi, które czuje się na parkiecie jako zawodnik?
To jest niesamowite przeżycie. Człowieka rozpiera szalona duma. Jednak tam też była jakaś część mnie w ich tańcu. Identyfikuje się z nimi, z ich sukcesem. Cieszę się szalenie z tego. A jeśli chodzi o przeżycia... Ja dokładnie rozumiem, co oni czuli jak tańczyli. W momencie, kiedy ja nie tańczę, a tańczą moi podopieczni już nie mam na to wpływu. To są szalone nerwy. Patrzę na każdy krok, jak wyjdzie. Wczuwam się w to i modlę się, żeby nic złego się nie stało.
Jakie cechy trzeba mieć, żeby na poważnie myśleć o zajęciu się tańcem i czy trzeba mieć do tego jakieś specjalne predyspozycje?
To tak, jak każdy sportowiec. Trzeba być zdeterminowanym i trzeba mieć pasję. A jeśli chodzi o sam taniec, to jest potrzebna naturalna koordynacja ruchów, charyzma, poczucie rytmu, naturalna chęć zabawy z drugą osobą. To jest to, co jest niezbędne.
Już po raz drugi trenował Pan polską reprezentację na Eurowizję. Czy w przyszłym roku będzie podobnie?
Trudno mi powiedzieć. Marcin Hakiel i Kasia Cichopek w tamtym roku to było dla mnie jakieś doświadczenie. Poszło im bardzo dobrze, bo byli czwartą parą. Ale pierwszą niezawodową. Bo w zeszłym roku oficjalnie pary zawodowe też mogły startować. Z par mieszanych byli najlepsi. Mało tego, wygrali nawet z niektórymi parami zawodowymi. W tym roku oficjalnie miało nie być par zawodowych, ale trzy pary nam się pokornie tam gdzieś „wkręciły”. Oficjalnie są gwiazdami, a nieoficjalnie wcześniej już tańczyli. Tym bardziej, że niektórych znam. Tańczyli razem ze mną. Trudno mi powiedzieć, czy telewizja zaproponuje mi to w przyszłym roku. Na razie nie chciałbym wybiegać tak daleko w przyszłość.
Rozmawiał Łukasz Pęksyk
www.fit.pl