Jest Pani twarzą kampanii Amazonek – skąd taka decyzja?
- Rzeczywiście, zaproponowano mi, bym promowała akcję pod hasłem "Zdrowy Nawyk, Zdrowe Piersi". Przyjęłam tę propozycję nie dlatego, że zachorowałam i chcę ostrzegać pokazując moje cierpienie. Jestem zdrowa, ale uważam, że musimy zwrócić uwagę na profilaktykę. Ten problem nie oszczędza żadnej kobiety, ani sławnej, ani przeciętnej, nie ma znaczenia majątek czy wykształcenie. Chcę uświadomić, że samokontrola i badania profilaktyczne są najważniejsze. Nie musimy zachorować, nam się to nie musi zdarzyć, ale może. Nie musimy się tego bać, pod warunkiem, że położymy nacisk na początek drogi – profilaktykę i badanie swojego ciała. Dbajmy, by nie doszło do tego, ze stracimy piersi. Dbajmy o nasze piękne biusty.
To dość nietypowe jak na dzisiejsze czasy, promować taką akcję, a nie być widocznym w bulwarówkach i plotkarskich portalach. Małgorzata Ostrowska nie jest ścigana przez paparazzi, nie rozwodzi się, nie ma młodszych kochanków.
- Nie ma skandali? Słabe to jest… (śmiech). Mój menager bardzo ubolewa nad tym, że żyję tak porządnie, jeden dom, jeden mąż, dorosły normalny syn… Byłoby dużo prościej z jakimś skandalem. Żartuję naturalnie, ale takie są czasy, że ogromną wagę przywiązuje się do tego, by zaistnieć za wszelka cenę i być widocznym w mediach, zwłaszcza tych bardzo popularnych wśród czytelników żądnych informacji o każdym aspekcie życia ludzi sławnych. Może gdybym się przebiegła nago po Warszawie, to zrobiłoby się głośno o mnie… Ale to nie o to chodzi. Cale życie tak myślałam i to już mi się nie zmieni, że ważna jest istota rzeczy, czyli to, co chcę przekazać innym, mojej publiczności, a skandal nie zwiększy siły mojego przekazu. Skandal może zwiększyć tanim sposobem popularność, nie mam do tego inklinacji. Śmieszą mnie działania niektórych gwiazd, znam to, znam zasady podbijania swojej popularności, ale to nie dla mnie. Nie widzę potrzeby sięgania po takie środki.
Czy teraz jest łatwiej robić karierę?
To trudne pytanie. Zmieniły się czasy, zmieniły się metody, dojrzał showbiznes. Kiedyś raczkował, dziś funkcjonuje na normalnych zasadach, jak w całym świecie i artyści są częścią funkcjonującego systemu. Ale to nie jest tak, ze kiedyś było łatwiej, bo było mniej zespołów i była mniejsza konkurencja. Po latach idealizujemy czas, pamięć robi pozytywny odsiew. W latach 80-tcyh grało bardzo wiele zespołów, pamiętam pierwszą stronę którejś gazety, może to była Trybuna Ludu, nie przypominam sobie tytułu, na której wydrukowano listę zespołów występujących w Jarocinie. Te nazwy zajęły całą stronę! Było całe mnóstwo zespołów, ale bardzo niewiele z nich oparło się czasowi. Nie było tez łatwo, to była często wielka prowizorka, ale jaki mieliśmy entuzjazm! Na scenie zostali najlepsi. Każdy czas ma swoje dobre i złe strony. Wydaje mi się, że dziś nie jest tak trudno. Też jest wielka konkurencja, ale technika często służy temu, by podeprzeć gwiazdy czy pseudogwiazdy, którym brakuje wystarczających umiejętności i zdolności. Showbiznes istnieje i jest nam, artystom, łatwiej funkcjonować. Mamy cały sztab ludzi, którzy nam służą, dzięki którym oszczędza się sporo energii, która jest potrzebna do tworzenia i występów. Ale czasem brak tego entuzjazmu, który wówczas, w tamtych siermiężnych latach pozwalał zaistnieć.
A gwiazdy chyba dziś nie szyją sobie butów, jak to Pani robiła.
Ja bym je dalej szyła, ale nie mam czasu. W latach 80-tych sama się malowałam, obcinałam i farbowałam włosy, szyłam stroje –kreowałam cały swój image. Nie miałam wizażystki ani fryzjerki, miałam za to mały zakład szewski, bo przerabiałam lub nawet szyłam sobie buty. Mam wielka szafę pełną materiałów, a do tej pory mam odruch, ze gdy widzę ładny materiał w sklepie, nie umiem się oprzeć i nie kupić paru metrów, bez szczególnego przeznaczenia, z myślą – z tego byłoby coś ciekawego, więc staram się nie chodzić do takich sklepów. Tak mam tez z książkami, uwielbiam je kupować.
Wspomina Pani festiwale opolskie z tamtych lat?
Oczywiście, te noce rockowe, niesamowitą atmosferę i wspaniałą publiczność opolską. Pamiętam występ SBB– to był chyba koniec lat siedemdziesiątych albo początek osiemdziesiątych, noc rockowa miała się rozpocząć chyba po zakończeniu oficjalnej części Festiwalu. Było chyba z 3 godziny obsuwy i ta publiczność siedziała, pokornie czekała w amfiteatrze, nikt nie wychodził, a gdy koncert wreszcie się rozpoczął, trwał do rana. Nawet w tamtych czasach nie było to takie oczywiste , by ludzie tak czekali na jakiś zespół. Ja też czekałam z tą publicznością. To było zjawiskowe i nie wiem czy by się dało odtworzyć. A nasze występy na festiwalach, rockowiskach czy nocach rockowych to była wielka energia nasza i słuchaczy, wspaniały czas.
Dużo Pani koncertuje?
Cały czas gram, choć kiedyś koncertowałam na pewno więcej, ale teraz nie chciałabym ,aż tyle czasu spędzać na scenie. To jest męczące, poza tym, gdy się za dużo koncertuje, zaczyna to być mechaniczne, człowiek zapomina, po co to robi. Siadają emocje, więc siada przekaz, a bez tego nie wzbudzam emocji u słuchaczy. Wyczuwam ten moment, przynajmniej tak mi się wydaje, więc kiedyś zeszłam ze sceny na parę lat, bo miałam wrażenie, ze nie przekazuję już nic, potem wróciłam. Czasem odsuwam się od sceny, ale teraz już jestem mądrzejsza, nie zegnam się na zawsze.
Ostatnią płytę wydala Pani dwa lata temu, kiedy nowy krążek?
Szykuję nowy materiał, właściwie już go mam od dawna, ale zmieniłam ostatnio koncepcję i wydam go dopiero za jakiś czas. Nie mam presji, więc spokojnie chcę zmierzyć się z tym materiałem od nowa. Kompozytorem całości jest Jasiu Kidawa, teksty są moje. Znowu opisują relacje damsko-męskie, ale nie zawsze są to optymistyczne historie. statnia płyta „Słowa” muzycznie była bardzo delikatna, subtelna i kobieca , natomiast ta będzie …inna. Muzycznie jestem w zupełnie innym momencie, chciałabym zrobić płytę bardziej chropowatą, dojrzałą.
Czekamy na płytę z niecierpliwością.
Rozmawiała Małgorzata Lis-Skupińska
www.kosmetykaprofesjonalna.pl
www.fit.pl