Zajęcia fitness przyciągają uczestników swoją różnorodnością. Znajdziemy tu znudzone gospodynie domowe, spotkamy zapracowane i wiecznie zabiegane "kobiety sukcesu", nastawione na jak najmniejszy wysiłek panie z sąsiedztwa, wiecznie niezadowolone z zajęć (a jednak ku mojemu zdziwieniu, stale w nich uczestniczące) żony biznesmenów oraz kilka innych ciekawych osobowości
fit.pl
2010-08-18 00:00
Udostępnij
Boso? ... a może jednak w butach?
Zgromadzone w jednym pomieszczeniu tworzą, mimo różnic je dzielących, zgraną grupę, która razem mozolnie i powoli wykonuje jeszcze jeden brzuszek, jeszcze jeden skłon.
Nowe uczestniczki zajęć witane są zawsze z radością, czasem tylko z szatni dochodzą do mnie urywki rozmów, w których nowe panie instruowane są przez stałe bywalczynie, że na NASZYCH ZAJĘCIACH TO SIĘ DOBRZE ĆWICZY i że PANI JOASIA NIKOGO NIE OSZCZĘDZA.

Rozpoczynamy zajęcia, przełamujemy wieczorną ociężałość oraz całodzienne zmęczenie. Od pierwszych kroków zaczynam czuć, że jednak coś jest inaczej. Jest coś, co budzi mój niepokój i dzwonek alarmowy coraz głośniej dźwięczy w mojej głowie. Zaniepokojona rozglądam się po sali, przechodzę między rzędami ćwiczących, no tak ...teraz już wiem. Trzy nowo przybyłe panie bardzo energicznie maszerują po naszym parkiecie BOSO.

- Kochane panie - Zwracam się do bosonogich uczestniczek - Na zajęciach musimy ubierać się w obuwie sportowe.

- To kwestia bezpieczeństwa - Dodaje z poważna miną Pani Krysia, obecna na moich zajęciach od zawsze.

- Bzdura - Jedna z "nowych" pań, pogardliwie wykrzywia usta - Według najnowszych badań amerykańskich naukowców, wszystkie ćwiczenia powinnyśmy wykonywać boso. Widziała Pani kozice w górach, one chodzą po znacznie gorszym terenie, a butów nie noszą.

- Ale my nie jesteśmy kozicami - Wyrywa mi się, może nie bardzo grzeczna odpowiedź.

Dyskusja na zajęciach trwa w najlepsze. Zaczynają tworzyć się dwa antagonistyczne obozy, tych co zawsze w butach i tych co woleli by bez.




Zajęcia jakoś szczęśliwie doprowadzam do końca, upierając się żeby bosonogie jednak włożyły buty. Po powrocie do domu, dzwonie do znajomego ortopedy i pytam o jego zdanie. Generalnie nie ma nic przeciwko ćwiczeniom bez butów, chyba że planuję bardzo przemęczać staw skokowy, to wtedy lepiej w butach, bo stabilniej. O najnowszych badaniach amerykańskich naukowców nie chce się wypowiadać bo mówi, że jest zmęczony i chce mu się spać. Trudno, zatem potrzebną wiedzę będę musiała zdobyć sama.

Zasiadam zatem przed ekranem mojego komputera i zaczynam poszukiwania. Najpierw natrafiam na tekst znanego podróżnika, który wszystkich zachęca do chodzenia, biegania , skakania boso. Później czytam wypowiedź lekarza ortopedy, który zaleca odpowiednie obuwie do ćwiczeń, z uwagi na duże obciążenia dla naszych stawów w zetknięciu z twarda podłogą. Odwiedzam jeszcze jedno lub dwa fora dyskusyjne, gdzie bosy temat jest poruszany i muszę przyznać, że mam mętlik w głowie.

- Po to ludzie wymyślili buty żeby je nosić - Mówi filozoficznie mój mąż.Wymyślili też takie buty jak szpilki, a dobre dla naszego zdrowia to one nie są.

Czyli jednak wygrywa bosa stopa. Oczami wyobraźni już widzę całą salę ćwiczących, bosonogich pań. Widzę też jak ślizgają się na mokrej od potu podłodze i widzę ich pretensję, że im na to pozwoliłam i doprowadziłam do urazu. Czyli jednak buty sportowe z odpowiednią podeszwą, zabezpieczające kostkę i minimalizujące ryzyko wystąpienia urazu. Problem polega jednak na tym, że na sali pośród 30 ćwiczących pań tylko 10 ma takie buty. Reszta ćwiczy w tenisówkach wykonywanych masowo w jednym ze wschodnich krajów. Brak w nich amortyzującej podeszwy oraz jakichkolwiek zabezpieczeń stawu skokowego. I co ma zrobić biedny instruktor fitness z tak ciężkim dylematem? Zasypiam myśląc o kozicach pokonujących górskie szczyty w tenisówkach.

Joanna Zaborowska

www.fit.pl