Jak się okazuje osoby z nadwagą (także te o prawidłowej wadze, które uważają się za „zbyt grube”), żyją w nieco odmiennym świecie od osób, które w pełni akceptują swoją wagę i są zaprzyjaźnieni ze swoim ciałem. Z ich wypowiedzi można wyciągnąć jeden wniosek – czekają, aż schudną by naprawdę zacząć „żyć”. Osoby bez przerwy zajmujące się odchudzaniem najczęściej mówią, że „nie mają się w co ubrać” - bo nie podobają się sobie w żadnym stroju; uciekają przed aparatem fotograficznym, gdyż niejednokrotnie oglądanie siebie na zdjęciach jest dla nich zbyt upokarzające; uważnie obserwują otoczenie, szukając kogoś „większego” od siebie i jeżeli zobaczą taką osobę – czują ulgę. Często rezygnują z życia towarzyskiego, nie wychodzą do dyskotek, klubów, krępują się nie tylko siebie, ale i innych. Bez przerwy myślą o jedzeniu, wstydzą się swojego głodu i apetytu, dlatego rzadko jedzą w towarzystwie innych ludzi. Bycie „grubym” jest dla nich równoznaczne z odseparowaniem od ciekawego świata, zabawy, towarzystwa. Wszelkie marzenia i pragnienia są najczęściej odsuwane na czas bliżej nieokreślony, czyli „aż schudnę”. Nadwaga przesłania im świat i czai się przy niemal każdej podejmowanej decyzji.
Czy warto czekać?
Biorąc pod uwagę fakt, iż osoby takie tkwią w błędnym kole narzuconych przez siebie ograniczeń, mogą się nigdy nie doczekać na zrealizowanie swoich pragnień. Ciekawy eksperyment dotyczący sposobu myślenia osób na diecie, opisuje w swojej książce Schudnąć bez diety Elżbieta Zubrzycka. Badania na studentach ochotnikach przeprowadzono na Uniwersytecie stanu Minesota w USA. Przez 24 tygodnie byli oni na diecie, która ograniczała ilość dziennie spożywanych kalorii z 3 500 do 1 570 kcal. Wyniki tego eksperymentu były niemalże szokujące – wszyscy studenci mówili i myśleli tylko i wyłącznie o jedzeniu! Czytali książki kulinarne, wymieniali się przepisami. Ich zainteresowania zawężały się do jednego tematu – jedzenia. Zaobserwowano także zmiany w zachowaniu i nastrojach – dominowała apatia, irytacja, ponurość, obojętność na sprawy społeczne, nawet... depresja.
Odchudzam się...
Zatem odchudzasz się, a jednocześnie cały czas myślisz o jedzeniu. Wydaje ci się, ze po prostu chcesz racjonalnie planować posiłki, a tymczasem ustalenie tego, co zjesz na obiad zajmuje niejednokrotnie pół dnia, ponieważ samo szukanie i czytanie przepisów kulinarnych pochłania cię bez reszty. Jeżeli lubisz jakąś potrawę, jesz jej sporo więcej i usprawiedliwiasz siebie, że jutro „odpokutujesz”. Jeżeli następnego dnia nie jesz śniadania, żeby „w ogóle zjeść mniej”, to koło południa, bądź po południa dopada cię tak silny głód, ze nie jesteś w stanie się oprzeć i pochłaniasz to co masz pod ręką. Jeśli nieszczęśliwie się zdarzy, że jest to, co pochłoniesz to batonik – dzień uznajesz za „stracony” i pozwalasz sobie na zjedzenie kolejnego, w ramach „pocieszenia”. I tak bez końca. I bez efektów.
Wyjść z zamkniętego kręgu
Jak przerwać to błędne koło? Niestety nie ma jednej recepty. Przyczyny nadwagi mogą mieć swoje korzenie bardzo głęboko i czasem jedynie psychoterapia jest w stanie nam pomóc. Jedno jest pewne – rozpoczynanie kolejnej diety i obsesyjne myślenie o utracie wagi prowadzi donikąd. Warto za to skupić się na obserwowaniu siebie w jakich momentach i kiedy jemy.
Co jeszcze możemy zrobić dla siebie?:
- nauczyć się metod relaksacji, aby jedzenie nie stanowiło sposobu na odreagowanie stresu
- znaleźć hobby, pasję, sposoby miłego spędzania czasu, które oderwą nasze myśli od jedzenia
- realizować swoje marzenia tu i teraz, bez czekania aż się schudnie
- nie jeść wieczorem, zająć się czymś przyjemnym
- nie traktować sportu jako „męczarni” i poszukać takiej aktywności, która będzie nam sprawiać przyjemność (nawet spacery!)
Beata Mąkolska
www.fit.pl