O tym, że zielona herbata ma lecznicze właściwości nikogo nie trzeba przekonywać. Ale skąd wziął się zwyczaj parzenia tego napoju?
Otóż, jak głosi legenda, zwyczaj picia zielonej herbaty powstał dawno, dawno temu... A dokładniej w roku 2374 p.n.e. kiedy to cesarz Shennong, wiedziony chęcią zaspokojenia nagłego pragnienia, rozkazał swojej służbie rozpalić ogień i zagotować wodę. A że nie lubił stać bezczynnie, zerwał gałązkę dziko rosnącego drzewka herbacianego i zaczął machać nią nad ogniskiem. Przypadek (lub inna siła wyższa) chciał, że kilka listków oderwało się od gałązki i wpadło do misy pełnej wrzątku. Spróbowawszy wywaru cesarz tak rozsmakował się w nowym trunku, że kazał przygotowywać go sobie codziennie, wierząc, że ma on magiczną moc.
Przez wiele wieków zielona herbata była uważana za napój godny wyłącznie cesarskiego podniebienia. Między innymi dlatego na nasz kontynent trafiła dopiero w XVII wieku.
Warto wiedzieć, że zielona herbata słynie z bogatej zawartości antyutleniających polifenoli, które pomagają organizmowi likwidować rakotwórcze toksyny. Badania prowadzone na zwierzętach dowiodły, że polifenole chronią przed wieloma odmianami raka, m.in. przełyku, jelita grubego, pęcherza moczowego i macicy. Zielona herbata jest także bogatym źródłem fluoru, zapobiegającego próchnicy.
I pomyśleć, że Chińczycy „skrywali” swój skarb przed zachodnim światem przez prawie 4000 lat.