Ta specyficzna forma wyścigów psich zaprzęgów powstała w latach 90. w Europie Zachodniej, gdy amatorzy tego rodzaju sportu postanowili konkurować ze sobą także podczas ciepłych pór roku. Ale zmagania w bikejoringu organizowane są zarówno zimą, jak i latem. Czworonóg jest przywiązany do główki ramy roweru 2,5-metrową elastyczną liną. Zaprzęgi bikejoringowe są w stanie osiągać średnią prędkość 40 km/h, ale bywa, że chwilowo przekraczają 50 km/h. Dlatego ta dyscyplina nosi wiele cech sportu ekstremalnego.
Każdy zawodnik, zwany maszerem, musi mieć co najmniej 15 lat i wystawić do rywalizacji zdrowego psa dowolnej rasy, ważącego co najmniej 12 kg. Wyścigi są rozgrywane najczęściej w postaci indywidualnej jazdy na czas i podzielone na etapy, a do pokonania jest trasa o długości od 4 do 10 km (im niższa temperatura, tym dłuższy dystans).
Troska procentująca wynikami
– Z reguły w przypadku najtrudniejszych tras w 70 procentach tempo nadaje pies, a nie maszer. Dlatego ten drugi musi pozostawać ciągle w najwyższej formie, by nie spowalniać tej potężnej żywej lokomotywy – śmieje się Igor Tracz (Dolina Noteci Racing Team), wielokrotny mistrz świata, Europy i Polski w bikejoringu, którego przygoda z tym sportem rozpoczęła się w 2001 roku. - Co oczywiste, obserwując trasę można na bieżąco wydawać swojemu pupilowi komendy typu „lewo”, „prawo” lub „stój”. Ale pod żadnym pozorem nie wolno go zmuszać do biegu! Zawodnik może być zdyskwalifikowany, jeśli wyprzedzi psa. Przy każdym wyścigu tylko człowiek poznaje wcześniej teren, dla psa stanowi on zawsze zagadkę – podkreśla.
W tej chwili Tracz ma aż 14 psów, z czego większość startuje razem z nim w różnych zawodach psich zaprzęgów. Wszystkie to greystery – typ (a nie rasa) niezwykle wytrzymałego i sprawnego psa, stanowiącego głównie krzyżówkę wyżła z hartem. Najsilniejsze, tak jak ważący 37 kg Jamal, ma siłę równą 90-kilogramowemu kolarzowi torowemu.
Mieszkają w zagrodzie obok jego domu, do którego często wchodzą. Swoich pupili przewozi w specjalnym klimatyzowanym busie, w którym mają posłania wypełnione słomą i mogą liczyć na bardziej komfortowe warunki podróży niż on sam.
- Tajemnica sukcesu maszera tkwi w jego kontakcie i porozumieniu ze swoim psami, dlatego dbam o nie jak tylko mogę odkąd są szczeniętami. Karmię, czeszę, biegam z nimi po w lesie, zabieram do weterynarza. Czasami śpią w moim domu przy kominku, oczywiście nie wszystkie naraz. Sam trening kondycyjny z użyciem roweru, który trwa z reguły około 15 minut, jest tylko dodatkiem. Tak się buduje psychiczną więź. Dochodzi nawet do tego, że niektóre moje psy nie wystartują w zaprzęgu lub podczepione do roweru, którym kieruje ktoś obcy. Zwyczajnie nie ufają mu – wyjaśnia Igor Tracz.
fot. Anna Kawal Konik
Bojowe nastroje duetu
A co z urazami i kontuzjami? Okazuje się, że dotyczą one praktycznie tylko zawodników. - Nie ma tygodnia, bym nie spadł z roweru podczas treningu, a pies co najwyżej rozetnie sobie opuszkę palca lub złamie pazur na kamieniu. Często moi ulubieńcy patrzą na mnie z politowaniem, gdy z jękiem zbieram się z ziemi – tłumaczy ze śmiechem.
Ten kolarz na swoim topowym modelu roweru górskiego KROSS Level Team Edition szykuje się na rozpoczynający się sezon. Przed nim 10 startów, nie licząc indywidualnego udziału w wielu lokalnych wyścigach XC i maratonach MTB.
W zawodach bikejoringowych Tracz startuje zwykle razem z suczką Pussy, która jest najszybsza z całej jego kudłatej drużyny. Najważniejsze zmagania stojące w obecnym roku przed tym duetem to zawody w kwietniu w górach na Teneryfie, październikowe Mistrzostwa Świata w Lubieszowie i Mistrzostwa Europy w Szwecji w tym samym miesiącu.
- Kocham swoje psy, tak samo jak ściganie się na rowerze. Dlatego nie potrafię sobie wyobrazić lepszej dyscypliny sportowej – podsumowuje bez wahania Tracz.