Przed wybuchem epidemii Covid-19 rynek fitness prężnie się rozwijał. Działało na nim prawie 3 tys. klubów fitness, z których korzystało ponad 3 mln osób, wskazuje raport Deloitte “The European Health & Fitness Market 2020”. Liczba użytkowników obiektów systematycznie rosła. Pandemia wywróciła jednak działalność branży obiektów służących poprawie kondycji fizycznej do góry nogami. Według majowych szacunków Polskiej Federacji Fitness z 2021 r. ostatniego lockdownu nie przetrwało ok. 200 klubów.
Jak pokazują dane Krajowego Rejestru Długów, na koniec 2020 roku zadłużenie siłowni i klubów fitness sięgało 7,7 mln zł. Na zakończenie 2021 roku kwota ta urosła do 10,4 mln zł, czyli o ponad jedną trzecią (35 proc.). W rejestrze widnieje obecnie 277 placówek, a przeciętne zadłużenie jednej z nich to 46 tys. zł. Natomiast branżowy rekordzista winny jest niemal 2 mln zł.
Powrót z zadyszką
– Problemy klubów fitness i siłowni nie skończyły się wraz z zakończeniem lockdownów i ponownym otwarciem obiektów. Nadal funkcjonują ograniczenia, jak limity osób czy krótszy czas zajęć. Placówki muszą zadbać o zachowanie dystansu społecznego i dezynfekcję. Nie wszyscy klienci wrócili też do ćwiczeń, bo w czasie pandemii zmieniły się nasze nawyki. Część też wstrzymuje się z powrotem obawiając się zakażenia. Z drugiej strony, wiele osób chce odzyskać dawną formę i zadbać o kondycję i zdrowie. Początek roku to tradycyjnie okres największej frekwencji na siłowniach i w klubach fitness. Kluczowe będzie jednak, na ile tym obiektom uda się utrzymać swoich klientów na dłuższy czas – wskazuje Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów.
Kluby fitness największe zaległości (ponad 5 mln zł) mają wobec instytucji finansowych i ubezpieczeniowych. Te zobowiązania stanowią niemal połowę ich całego zadłużenia.
Największe problemy finansowe mają właściciele obiektów z województwa mazowieckiego, w którym 41 dłużników ma 195 zobowiązań na łączną kwotę ponad 3,6 mln zł. W szczególnie trudnej sytuacji są również placówki z województw kujawsko-pomorskiego, łódzkiego i wielkopolskiego, w których zaległości przekraczają 1 mln zł.
Klienci są nie fair
Branża sama czeka też na pieniądze od swoich dłużników. Łącznie na prawie 1,5 mln zł. Blisko 98 proc. tej kwoty należy do osób fizycznych. Tymczasem stabilność finansowa klubów fitness zależy w głównej mierze od lojalności i rzetelności ich klientów. Warto też pamiętać, że gdy nie chcemy lub nie możemy już korzystać z usług danego klubu czy siłowni, to każdą tego typu umowę trzeba wypowiedzieć z zachowaniem okresu wypowiedzenia. Chyba że umowa ta jest zawarta na czas określony i po tym czasie sama wygasa z automatu. Niestety wiele osób nie czyta warunków umowy.
– Notoryczne problemy z płatnościami ze strony klientów to bolączka branży fitness. Najbardziej atrakcyjne cenowo karnety zwykle zakładają długoterminowe zobowiązanie. A część osób korzystających z siłowni czy zajęć fitness po pewnym czasie traci mobilizację do ćwiczeń. Potem, mimo podpisanego zobowiązania, nie chce płacić za usługi, bo z nich nie korzystała. Są też klienci, którzy o swojej umowie z siłownią po prostu zapominają lub nie dopełnią formalności związanych z jej wypowiedzeniem. Tymczasem zaległości z tego tytułu narastają. Taka postawa klientów utrudnia funkcjonowanie tego biznesu. Jednak widać, że branża próbuje temu zaradzić i stara się dopasować do potrzeb swoich klientów. Rośnie popularność elastycznych umów miesięcznych. Wiele placówek oferuje już też możliwość korzystania z usług treningowych online. Ćwiczący mają więc coraz mniej wymówek, aby nie płacić siłowniom i klubom – mówi Andrzej Kulik, ekspert Rzetelnej Firmy.
Trenerzy trzymają się lepiej
Co ciekawe, nie w całym sektorze sytuacja finansowa w ostatnim roku uległa pogorszeniu. Osobom prowadzącym zajęcia sportowe – nauczycielom, instruktorom czy trenerom udało się spłacić część swoich zaległości. Pierwszy pandemiczny rok zamknęli z zadłużeniem na kwotę 6,4 mln zł, a na koniec 2021 r. ta kwota zmniejszyła się do niecałych 5 mln zł.
Obecnie w KRD wpisanych jest 327 dłużników prowadzących zajęcia, mających 980 zaległych zobowiązań finansowych. Średnio jeden dłużnik jest winny nieco ponad 15 tys. zł. Rekordzista ma do oddania ponad 252 tys. zł.
– Trenerom łatwiej było odrobić pandemiczne straty niż klubom fitness i siłowniom, bo nie muszą ponosić ogromnych kosztów związanych z prowadzeniem takich placówek. W reżimie sanitarnym obiekty te mogą obsługiwać mniej klientów, co oznacza niższe przychody, ale nie mniejsze koszty. W lockdownie trenerzy skorzystali też ze wsparcia rządowego, w tym z ostatniej branżowej tarczy antykryzysowej. Dla wielu klubów i siłowni pomoc była jednak zbyt mała, aby zrównoważyć straty wywołane zamknięciem obiektów. Nie wszystkie placówki kwalifikowały się też do jej otrzymania. Sytuacja finansowa w branży jest więc zróżnicowana i wyraźnie zależy od typu prowadzonej działalności – dodaje ekspert Rzetelnej Firmy.
Podobnie jak w przypadku klubów fitness, główną grupę wierzycieli instruktorów i trenerów stanowią firmy finansowe i ubezpieczeniowe, którym tamci są winni przeszło 2,8 mln zł. Z największymi długami muszą poradzić sobie trenerzy z Mazowsza, którzy łącznie do spłacenia mają ponad 1,3 mln zł. Negatywnie wyróżniają się również prowadzący zajęcia sportowe ze Śląska, którzy powinni zwrócić ponad 888 tys. zł.
Łączne zadłużenie całego sektora – instruktorów, trenerów oraz obiektów służących poprawie kondycji fizycznej, wzrosło o niemal 10 proc., z 14,1 mln zł na koniec 2020 r. do 15,4 mln zł w ostatnim miesiącu 2021 r.