Aleksandra Kobielak
Aleksandra Kobielak od dzieciństwa jest związana ze sportem. W szkole podstawowej uprawiała gimnastykę artystyczną. Potem poświęciła się sztuce. Ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni. Podczas studiów w Akademi Wychowania Fizycznego w Gdańsku odkryła fitness. W 1997 roku rozpoczęła regularne treningi. Ola jest złotą medalistką mistrzostw Polski, Europy i świata. Jako pierwsza polska zawdoniczka przeszła na zawodowstwo.
Czy zdobycie tytułu mistrzyni świata amatorów obliguje zawodniczki fitness do przejścia na zawodowstwo?
Nie był to mój wolny wybór. Taką już mam naturę. Gdy życie daje mi jakąś szansę, wykorzystuję ją.
Jak przyjęła Cię Ameryka?
Gdy przyjechałam do Ameryki, miałam czystą kartę. Nikt tam mnie nie znał. Nikogo nie obchodziły moje tytuły mistrzyni Europy i świata. Trenowałam na zwiększonych obrotach. Efektem tego były: trzecie miejsce na prestiżowych zawodach Jan Tana w Pittsburghu i 9 miejsce w zawodach Miss Olimpia 2001 (nieoficjalne mistrzostwa świata zawodowców).
To chyba nieźle jak na początek?
Tym bardziej, że prezentuję nieco inną odmianę fitness niż moje konkurentki.
To znaczy?
Zawodowy fitness jest taki sam jak cała Ameryka. Wszystko jest w nim wyolbrzymione. Zawody wygrywają dziewczyny z bardzo dużym, wręcz kulturystycznym umięśnieniem, prezentujące w swoich układach oprócz bardzo trudnych elementów siłowych, typowe dla gimnastyki ścieżki akrobatyczne. Ja wyglądam nieco inaczej, powiedziałabym bardziej naturalnie. Pracując nad moją sylwetką, rozbudowuję mięśnie, ale staram się nie przekroczyć bariery jaką postawiła mi natura. Mam również inny styl. Mój układ to teatralne show, przemyślane od początku do końca. W ten spektakl są wplecione elementy fitness.
W tym co mówisz coś jest. Masz sportową, ale nie kulturystyczną sylwetkę. ... jakich czarów potrzeba, by tak świetnie wyglądać.
Dla mnie fitness stało się zawodem. Wcale nie pochwalam tego, by wszystkie kobiety wyglądały tak jak ja - mocno rozbudowywały mięśnie i całkowicie odtłuszczały swoje ciało. Jeżeli nie miałyby ani grama tłuszczu na brzuchu czy biodrach, to wyglądałyby nienaturalnie. Radzę paniom, by zadbały o siebie, ale nie poprawiały natury na siłę.
Jak to zrobić?
Siedemdziesiąt procent sukcesu to dieta. Tak jak jemy, tak wyglądamy. Trening to rzecz drugorzędna. Niezbędne, przyspieszająca proces chudnięcia, ale tak naprawdę wspomagająca jedynie nasze działania żywieniowe. Osoby, które będą miały silną motywację i trochę samozaparcia, nie będą czekały zbyt długo na efekty. Najważniejsze by poznały swój organizm i nie zniechęcały się, gdy od razu nie stracą na wadze lub nie zbudują mięśni. Do ładnej, wysportowanej sylwetki dochodzi się etapami. Paniom przywiązującym uwagę do wyglądu dietę i ruch polecam nie tylko jako sposób na ukształtowanie figury na lato, ale jako styl życia.
Skoro już jesteśmy przy wyglądzie. Nie tylko w szczególny sposób dbasz o swoją figurę. Sprawiasz wrażenie osoby, która lubi szokować i często zmieniać image.
Rzeczywiście tak jest. Mam niespokojną duszę. Nie lubię stagnacji. Tak jak wciąż zmieniam swoje miejsce pobytu, tak wciąż zmieniam się sama. Mam potrzebę dopasowywania wszystkiego do swojego nastroju. Jeżeli mam ochotę popieścić się i być po prostu małą dziewczynką, nie zakładam wysokich obcasów i krótkiej spódniczki. Wtedy ubieram się w bambosze i bluzeczkę z misiem. Jak mam ochotę być wyzywającą kobietą, to ubieram się tak, by zwracać na siebie uwagę.
Tak samo jest z Twoimi włosami?
Lubię eksperymentować. Jeszcze zanim zaczęłam moją przygodę z fitnessem namiętnie farbowałam włosy. Przeszłam przez wszystkie możliwe kolory. Potem, gdy zaczęłam odnosić pierwsze sukcesy i moja buzia pojawiła się w mediach, nie mogłam pozwolić już sobie na takie szaleństwa. Musiałam zrobić porządek z głową. W tym właśnie momencie poznałam Kamila. To stylista z salonu "Yess" w Gdańsku. Spotkaliśmy się kiedyś na ulicy. Kamil przyjrzał się mojej zwariowanej głowie i od razu stwierdził, że jestem odważna. Wiedział, że bez problemu namówi mnie na kolejne doświadczenia ...
To zatem co mogliśmy oglądać na Twojej głowie było jego dziełem?
Przed zawodami wspólnie ustaliliśmy mój sceniczny image. Założenie było zawsze podobne. Chodziło o to, by szokować na scenie. Mój wygląd w życiu prywatnym schodził na drugi plan...
Ostatnio trochę się uspokoiłaś. Przefarbowałaś włosy na blond i starasz się trzymać tego koloru.
Tego wymaga ode mnie Ameryka. Startując tam nie mogę pozwolić sobie na ekstrawagancję. Zasada jest prosta. Jeżeli chce się zaistnieć na rynku amerykańskim, to trzeba być typową dziewczyną. Najlepiej z blond włosami, z pełnymi ustami i dużym biustem. Miałam zatem pewien wybór. Wiedziałam, że nie wypełnię sobie ust silikonem, ani nie powiększę biustu. Co mi pozostało? Mogłam pofarbować włosy na jednolity kolor i zrobiłam to. Nigdy w życiu jeszcze nie miałam tak spokojnej fryzury.
Nie chce mi się wierzyć, że nie odzywa się Twój niespokojny duch.
Przyznaję, że jak tylko mam trochę wolnego czasu między zawodami, od razu mnie kusi, by coś zrobić z włosami. Wtedy zaczynam kombinować. Jasne jest, że nie mogę ich pofarbować na inny kolor. Musiałabym znowu wrócić do koloru blond, a to zbyt mocno zniszczyłoby mi włosy. Jedyna możliwość jaka mi pozostaje, to fantazyjne uczesanie.
Zdradzisz nam swoje plany na najbliższą przyszłość?
Pod koniec kwietnia podczas zawodów w Bratysławie zakwalifikowałam się do tegorocznego konkursu Miss Olimpia.
O co będziesz walczyć w tym roku na Miss Olimpia?
Jestem już na tyle doświadczona zawodniczką, że potrafię mierzyć siły na zamiary. Wiem czego chcę i na co mnie stać. Chcę dalej trenować, chcę być w pierwszej dziesiątce Miss Olimpia. Nie mam potrzeby zdobywania kolejnych tytułów. No może mam, ale nie za wszelką cenę ... Rozmawiała: Kinga Koprowska
www.fit.pl