fit.pl
2010-02-03 00:00
Udostępnij
Martyna Rapp
Jak się zaczęła Twoja przygoda z fitness?

Pierwszym etapem była dla mnie szkoła baletowa, potem tańczyłam w zespołach ludowych, a wreszcie poszłam na AWF. Niestety zamknięto katedrę specjalizacji z tańców, a ja byłam jedyną osobą na roku, która chciała ją zrobić, więc się nie udało. W związku z tym kończyłam specjalizację z akrobatyki, chociaż nigdy wcześniej się tym nie zajmowałam. Dlatego też trochę mi wstyd, że w moich układach nie ma elementów akrobatycznych.

Dlaczego nie dodajesz ich do swoich układów? Te elementy są bardzo efektowne.


Boję się. Im później się człowiek czegoś uczy, tym trudniej mu to realizować. Wszystko wykonuję prawidłowo, a jednak psychika tego nie wytrzymuje. 

Czy to znaczy, że zaczęłaś za późno?

Jeśli chodzi o akrobatykę, to tak. Ale powoli się przełamuję. W moich układach pojawia się coraz więcej elementów akrobatycznych. Choć tak naprawdę nie są one podstawą układu. Nie może ich być zbyt wiele, bo wtedy byłby to występ akrobatyczny, a nie fitness. Choć fitness to pojęcie bardzo ogólne.

A co ono oznacza dla ciebie?

W potocznym rozumieniu są to ćwiczenia na siłowni i zajęcia na sali, typu aerobik, step. Ale fitness wiąże się przecież z każdą aktywnością ruchową, na przykład gimnastyką czy nawet zabawą na świeżym powietrzu, na basenie. Jest to także styl życia, który polega na tym, żeby czas wolny spędzać aktywnie, poszerzać wiedzę na temat diety, treningów. kobieta uprawiająca fitness nie pali papierosów, prowadzi zdrowy tryb życia, kontroluje swój stan zdrowia, po prostu dba o siebie. 
Co skłoniło Cię do rozpoczęcia nauki w szkole baletowej i dlaczego się z nią rozstałaś?
W szkole baletowej byłam tylko dwa lata, a to ze względu na moją budowę. Miałam za grube kości i zbyt umięśnioną sylwetkę. Mężczyzna na scenie nie mógłby mnie podnieść, bo jestem po prostu za ciężka. Bardzo chciałam być choreografem tańców ludowych. Zresztą taniec bardzo mnie fascynował, żyłam nim. Niestety w szkole baletowej nie dano mi szansy rozwoju w tym kierunku. 

Czyli Twoja budowa zdyskwalifikowała Cię w szkole baletowej?


Istniała możliwość odwołania, pewnie mogłam tam zostać, ale ja nie lubię, kiedy ktoś mi mówi, że się do czegoś nie nadaję. Dlatego stwierdziłam, że zrobię to samo, ale w inny sposób. 

W jaki?


Rodzice namawiali mnie, żebym została w szkole baletowej. J jednak zaczęłam tańczyć w Varsowii, a potem na Politechnice Warszawskiej. Nauka tańców ludowych była dla mnie bardzo prosta po dwóch latach w szkole baletowej. Bardzo mile wspominam te lata i do tej pory przyjaźnię się z ludźmi z tego zespołu. Moim marzeniem było zawsze, by zostać choreografem i uczyć tańca z nastawieniem na taniec ludowy. A potem zaszłam w ciążę, urodziłam Maćka. Żeby być dobrym choreografem, musiałabym gdzieś wyjechać. Na przykład w Poznaniu jest taka szkoła, o której marzyłam. Musiałabym się poświęcić sobie, a nie dziecku, a dla mnie Maciek jest jednak najważniejszy. Doszłam do wniosku, że będzie mi łatwiej studiować na AWF-ie i być z dzieckiem. 

W międzyczasie zajmowałaś się fitnessem i rozpoczęłaś pracę.


Tak. Rozpoczęłam pracę w klubie Body Line, bo chciałam odciążyć rodziców. Zdawałam sobie sprawę, że to był zbyt szybki krok - urodzić dziecko w wieku 18 lat. Moje marzenia były zupełnie inne, byłam przekonana, że pierwsze dziecko urodzę w wieku 28 lat, ale stało się inaczej. 

Pracujesz tam do tej pory, prawda?

Tak. I jest to w pewnym sensie spełnienie marzeń o byciu choreografem, bo pracując jako instruktor, na każde zajęcia  układam prostą choreografię. Mam satysfakcję, gdy ludzie się tego nauczą.

Co sprawiło, że zaczęłaś brać udział w konkursach fitness?


Już wtedy, gdy zajmowałam się tańcem ludowym dobrze czułam się na scenie. Kiedy zobaczyłam występy fitnesek, pomyślałam sobie, że mogę pokazać klasę. Bardzo mnie do tego zachęcała także moja szefowa, Anna Hołowacz.

Jesteś utytułowaną fitneską. Pamiętasz wszystkie swoje starty?


Tak. Startowałam trzy razy w Polsce (w 98 Ms. Fitness - drugie miejsce, w 99 i 2000 - pierwsze), dwa razy na Mistrzostwach Europy (w 98 - piąte miejsce, w 99 - trzecie) i dwa razy na Mistrzostwach Świata (najpierw miejsce 11, a potem siódme).

Jak się czułaś przed swoim ostatnim występem?


Zdecydowanie bardziej się denerwowałam niż przed poprzednimi występami. Myślę, że nie jest trudno wystartować po raz pierwszy i zdobyć tytuł. Trudniej ten tytuł utrzymać. Mój układ w tym roku zawierał więcej elementów akrobatycznych. Chodziłam zresztą na zajęcia akrobatyczne i coraz lepiej mi te elementy wychodzą. Jeśli chodzi o sylwetkę, to myślę, że jest obecnie naprawdę niezła, a na pewno lepsza niż na Mistrzostwach Świata. 

Kiedy rozpoczęłaś przygotowania do Ms. Fitness? Czy występ na Ms. World był  ich częścią? Który z tych pokazów był dla Ciebie ważniejszy?


Mistrzostwa Polski są dla mnie zdecydowanie najważniejsze. Mistrzostwa Świata traktuję bardziej rozrywkowo. Zdaję sobie sprawę, że Polki jeszcze nie mają w nich szans. Szykując się do nich już od kwietnia, myślałam raczej o Mistrzostwach Polski. 

Ile osób pracuje nad Twoim występem, który trwa przecież zaledwie 1,5 minuty?

Rzeczywiście dużo osób jest w to zaangażowanych. Kosztuje to także dużo pieniędzy, przede wszystkim kostiumy. Pomysły na nie czerpię głównie z teledysków. Bardzo pomaga mi także Anna Hołowacz, która ma ogromną wyobraźnię i lubi się angażować w przygotowania. Kostiumy szyje mi krawcowa z Teatru Wielkiego, a układ choreograficzny pomaga mi ułożyć Natalia Jarmułowicz. Myślę, że  z roku na rok moje układy są coraz lepsze z tego względu, że przeszkalam cały czas elementy akrobatyczne. Staram się, żeby muzyka była porywająca. Tym razem była to Jennifer Lopez "Let's get loud". Zawsze dbam, żeby kostiumy były dopasowane, zarówno suknia, jak i bikini czy kostium do układu. Pracuję nad tym, żeby były powiązane z muzyką i z układem. I chyba scalenie tych wszystkich elementów pozwoliło mi utrzymać tytuł...

www.fit.pl