Trikke - w polskiej wersji: trajka - na pierwszy rzut oka wygląda jak awangardowa, wyginająca się, trójkołowa hulajnoga. Ale w rzeczywistości to coś więcej - pojazd łączy w sobie funkcje deskorolki, bmx-a, łyżworolek, roweru i nart. W odróżnieniu od roweru, czy hulajnogi, jazda na "trajce" nie wymaga pedałowania, ani odpychania się od powierzchni. Jak to możliwe? Dzięki tzw. zasadzie zachowania pędu
- Jest to zasada fizyki, która mówi, że jeśli przesuwamy masę do środka osi obrotu, następuje przyspieszenie tej masy - wyjaśnia Tomasz Dziedzic z firmu RTH, zajmującej się importem i dystrybucją Trikke. - Dzięki tej zasadzie poruszają się na przykład ryby. Ryba porusza się dzięki ruchom na boki. Jeśli chce przyspieszyć, zaczyna intensyfikować ruchy. Tą samą zasadę wykorzystuje Trikke. Można by powiedzieć, że jest to takie letnie jeżdżenie narciarskie.
Nauka jazdy na "trajce" jest bardzo łatwa. Jeździmy na niej dzięki płynnym skłonom ciała, faktycznie przypominających szusowanie na nartach. Pojazd ma zamontowany specjalny przegub umożliwiający wyginanie, a tym samym napędzanie pojazdu. Trikke może osiągnąć prędkość nawet do 30 kilometrów na godzinę, a po krótnim treningu można nawet podjeżdżać pod wzniesienia. Wystarczy tylko kawałek równej nawierzchni, bo Trikke jest przeznaczony do jazdy po asfalcie, betonie, placach, skwerach itp. Pojazd można składać, waży zaledwie osiem kilogramów, a więc spokojnie można go wziąć ze sobą do autobusu, czy tamwaju.
W USA, skąd pochodzi Trikke, moda na jeżdzenie na trzech kółkach przyjęła się bardzo szybko. Ludzie jeżdzą na "trajce" dla rozrywki, ale również do pracy. Nie bez znaczenia jest fakt, że jazda na Trikke jest świetną formą ćwiczeń fitnessowych.
- Jak dowodzą badania, osoba, która jeżdzi na Trajce pół godziny zużywa 400 kalorii - mówi Tomasz Dziedzic. - Fachowiec od fitnessu powie, że to jet bardzo dużo i może to być męczące. Jednak fenomem Trikke polega na tym, że te 400 kalorii jest zużywane przez cały organizm jednocześnie, nie ma nadmiernie obciążonej partii mięśni. Na Trikke jeździmy angażując wszystkie mięśnie, począwszy od nadgarstków przez przedramiona, ramiona, barki, mięśnie kręgosłupa, biodra, uda, łydki, aż do stóp. Kiedyś jeździłem na Trikke z moją ośmioletnią córką - przejechaliśmy w sumie 30 kilometrów i nie było kompletnie problemu ze zmęczeniem. To taki fitness, który angażuje pracę całego ciała na świeżym powietrzu, podczas ruchu.
Trikke ma kilka wersji - są pojazdy dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Ostatnio pojawił się również model SKKI, z płozami zamiast kółek, do szusowania na stokach narciarskich. Koszt tej sympatycznej zabawki waha się w granicach od 500 do blisko 1600 złotych.
TK