Beata Sadowska – dziennikarka, prezenterka i entuzjastka zdrowego stylu życia opowiada o swojej przygodzie ze sportem
fit.pl
2009-10-28 00:00
Udostępnij
Sportowe przygody Beaty Sadowskiej
Beata Sadowska – dziennikarka, prezenterka i entuzjastka zdrowego stylu życia opowiedziała nam o swojej przygodzie ze sportem i emocjach towarzyszących biegom maratońskim

beata sadowska fot1Przebiegła Pani pełną długość maratonu. O czym myśli się w trakcie tak długiego biegu? Oczywiście oprócz zastanawiania się nad tym jak rozłożyć siły i czy dam radę dobiec do mety...

Najpierw jest gonitwa myśli, potem powoli, z kilometra na kilometr głowa się uspokaja, wycisza. Bieganie to dla mnie medytacja w ruchu, obserwowanie własnych myśli, spokój. No może poza 30-tym-którymś kilometrem, kiedy pojawia się kryzys. Wtedy po głowie krąży mi jedno: „Po co mi to?! Rzucam to bieganie!“. Na mecie oczywiście już nie rzucam J W tym roku udało mi się przebiec dwa maratony: warszawski i poznański – i to w ciągu dwóch tygodni! W Poznaniu poprawiłam swoją życiówkę o 3 minuty. Hurra!

Czy w trakcie biegu były momenty zwątpienia? Jeśli tak, to jak sobie z nimi poradzić?

Były, oj były. Pomagało mi powtarzanie sobie „najwyżej dotruchtam“. Ale najbardziej pomagali przyjaciele-kibice, którzy dopingowali, rozstawieni na trasie. A w Poznaniu – mój narzeczony, ktory biegł obok i przekonywał, że mi się uda, że jeszcze trochę, że zaraz koniec.

Jest Pani bardzo aktywną osobą. Czy sporty, które Pani uprawia pomagały w występach w programie „Gwiazdy tańczą na lodzie”, w którym wzięła Pani udział w 2007 roku?

Na pewno. Jako dziecko trenowałam lekkoatletykę na Legii przez pięć lat. Wierzę, że jest coś takiego jak pamięć mięśni – dobra koordynacja, równowaga zostają nam w prezencie do końca życia. Kiedy zaczynałam grać w tenisa, jeździć na rolkach czy na nartach, zawsze słyszałam: – „Niemożliwe, że to twoja pierwsza lekcja“. A jednak!

[-------]

A co z podnoszeniami? Podobno ma Pani lęk wysokości...

Podnoszenia na wysokość metra, dwóch mnie nie przerażają, wyżej – miałabym problem.

beata sadowska fot2Wystąpiła Pani także w polskiej edycji programu Fort Boyard. Jak Pani wspomina niecodzienne zadania, które trzeba tam było wykonać?

No właśnie, ponieważ reżyser programu wiedział, że mam lęk wysokości – wszystkie zadania odbywały się w chmurach. Wspinanie po pionowej ścianie na zewnątrz fortu albo gigantyczna huśtawka z przyczepioną Sadowską fruwającą nad wybiegiem dla lwów. Pysznie? Myślałam, że umrę!

Jak koledzy z redakcji i znajomi patrzą na Pani zamiłowania do aktywności fizycznej? Czy któregoś z kolegów udało się może namówić na wspólne bieganie?

Ostatnio policzyliśmy z narzeczonym, że wspólnie namówiliśmy na bieganie już ponad 20 osób. To największa frajda, kiedy ktoś widzi, że to jest u mnie prawdziwe, nieudawane, że sprawia mi frajdę i przynosi efekty. Wtedy sam chce spróbować. W pracy wiedzą, że biegam. Kibicują, ale też pewnie myślą z uśmiechem: „Szalona!“.

Należy Pani do zapracowanych osób. Jak radzi sobie Pani z rozplanowaniem czasu między pracą, domem i aktywnością fizyczną?

Im więcej mam zajęć, tym lepiej jestem zorganizowana. Nie mam czasu na „puste przebiegi“. Wolę pobiegać z psem w lesie albo pójść na jogę. Dzień naprawdę da się zaplanować tak, żeby mieć czas na sport. Trzeba tylko chcieć.

Ośmielę zaryzykować stwierdzenie, że kocha Pani ruch. A która aktywność lub sport sprawia Pani największą przyjemność?

Bieganie i joga. Moje dwie wielkie przyjemności, które męczą, ale też dają ogromną satysfakcję. Akurat teraz jestem po weekendowych warsztatach ashtanga jogi. Boli mnie każda, nawet najmniejsza przestrzeń między żebrami, każdy mięsień, o którego istnieniu nie wiedziałam. Ale jaki mam uśmiech na twarzy!

rozmawiał Łukasz Pęksyk
www.fit.pl