Leczenie zimnem zyskuje ciągle nowych zwolenników, a gabinety oferujące taką terapię notują stopniowy wzrost zysków. Krioterapia, bo o niej mowa, polega na oddziaływaniu zimnem na całe ciało lub tylko jego część. Stosuje się ją głównie w leczeniu chorób reumatoidalnych, neurologicznych, cukrzycy. Jest też popularnym elementem odnowy biologicznej. Działa korzystnie na psychikę, samopoczucie, witalność, poprawia odporność, przemianę materii i pomaga w leczeniu urazów.
160 stopni na minusie
Istotą krioterapii jest lodowate powietrze. Jedna z metod polega na wejściu do specjalnej komory. Pacjent ubrany jest tylko w strój kąpielowy, nauszniki, rękawiczki, skarpetki i chodaki. W celu aklimatyzacji zatrzymuje się na chwilę w przedsionku. Jego temperatura to – 50, - 60 stopni Celsjusza. Temperatura w samej komorze sięga już od - 110 do – 160 stopni. Tam przebywa się od 1-3 minuty. Pacjent cały czas ma łączność głosową z nadzorującym terapię lekarzem.
Co ciekawe, podczas tak ekstremalnej temperatury wcale nie czuje się zimna. Zamiast niego występuje lekkie pieczenie skóry. Po chwili robi się gorąco – zwiększa się ciśnienie krwi. Po wyjściu z takiej komory pacjent musi wykonać serię ćwiczeń.
Inną metodą jest stosowanie miejscowych aplikacji. Dysza z lodowatym powietrzem (najczęściej jest to para azotu) skierowana jest na tylko na jedną cześć ciała np. chorą nogę.
Koszt
Jedno wejście do komory kriogenicznej to koszt rzędu ok 30-60 zł. Ilość wejść powinna być skonsultowana z lekarzem. Najczęściej terapia składa się z 10 zabiegów. Komorę można odwiedzać nawet dzień po dniu. Wiele klinik ma w swojej ofercie karnety uprawniające do 10 wejść (zupełnie jak na basen). Natomiast jeden zabieg miejscowy kosztuje ok 10 – 20 zł.
Zimny skalpel
Wykorzystanie zimna w medycynie wcale nie kończy się na krioterapii. Lodowate powietrze służy do usuwania zniszczonych tkanek. Podczas zabiegu kriochirurgi (zamrażania chorych tkanek) nie czuje się ani zimna ani bólu. Zamiast nich pojawia się pieczenie i swędzenie. Zabieg trwa krótko, a pozostałe po nim blizny są dużo mniejsze niż w przypadku zwykłego cięcia.
Może nie trzeba aż tak obawiać się zimowych chłodów?