Uwielbiam spalać kalorie - steper, bieżnia, rower. Zresztą w radiu dużo biegam, np. ze studia do reżyserki.
fit.pl
2005-12-20 00:00
Udostępnij
Marek Niedźwiecki
Na antenie "Trójki kreuje się Pan na sybarytę. Jak do tego pasują "ćwiczenia cielesne".
Ten "miś-sybaryta" to z powodu nazwiska. W szkole średniej mówili na mnie "Misiu". Później - "Niedźwiedź". W radiu to wykorzystałem i jakoś tak ten wizerunek powstał. Ale tak naprawdę wcale nie jestem takim sybarytą. To tylko jedna z zabaw antenowych.
marek niedzwieckiA z Gymnasionem to gyło tak, że kiedy "Lista" miała 1000. wydanie, musiałem udzielać wywiadów, pokazywać się w telewizji, ale przede wszystkim kilkanaście godzin spędzić w radiu, prowadząc tę audycję. Żeby się jakoś przygotować kondycyjnie, zacząłem chodzić do klubu przy Puławskiej i wpadłem. Bo to jest coś w rodzaju uzależnienia. Nie żebym się lubił katować "cieleśnie", ale uwielbiam to, co dzieje się potem - że się dobrze czuję, że "straciłem na wadze".
Poza tym - odstresowanie. Wydawać by się mogło, że "Niedźwiedź" nie może mieć żadnych problemów w radiu, a to nieprawda. Cóż, program się zmienia, ludzie to słyszą i reagują. Idę więc do klubu i na dwie godziny zapominam o wszystkim. Nie myślę, spalam kalorie i jest mi dobrze. Potem prysznic i zaczynam żyć od nowa.

Kiedy znajduje Pan czas na fitness? Jaki jest Pana rozkład dnia?
Kiedyś byłem "nocnym markiem". Lubiłem robić nocne audycje i potem spać do południa. Teraz już nie. Staram się kłaść przed północą, a wstaję o szóstej. Na Myśliwieckiej jestem między ósmą a dziewiątą i uciekam o 16. najpóźniej. W samochodzie zawsze trzymam torbę z "przebieralnią", a Gymnasion mam akurat po drodze do domu. Nie mówię, że chodzę tam codziennie - jeśli uda się trzy, cztery razy w tygodniu, to już sukces. Choć zdarza się i sześć razy. W niedzielę rano jest najfajniej: duża przestrzeń, mało ludzi.

Jakie ćwiczenia Pan lubi?
Po wstępnych testach trener powiedział mi, że ogólnie jestem w dobrej kondycji, ale mam usztywniony kręgosłup. Moja praca polega przecież głównie na siedzeniu przy mikrofonie, bez przerwy w tej samej pozycji. Dostałem więc ćwiczenia na kręgosłup. Ale i tak większość czasu poświęcam na trening "ogólnorozwojowy". Uwielbiam spalać kalorie - steper, bieżnia, rower. Zresztą w radiu dużo biegam, np. ze studia do reżyserki. Wiele razy "przyspieszałem" też po jakieś nagranie, którego zapomniałem z pokoju, a to jest kawałek...

Muzyka podczas treningu?
Nie noszę odtwarzacza, więc kiedy jestem w klubie fitness poznaję konkurencję: na ekranie klubowego telewizor i z radia. Niektóre piosenki nadają co godzinę, a nawet częściej, aż do znudzenia.

Czy wsześniej uprawiał Pan jakiś sport?
Jestem wysoki, więc w szkole byłem zawsze typowany do drużyn koszykówki albo siatkówki. Skakałem też w dal. Później, już w Warszawie, zacząłem biegać w Lesie Kabackim. Robiłem to dość długo, aż dwa lata temu ktoś skradł mi tablice rejestracyjne z samochodu. Jakoś mnie to zniechęciło. I jeszcze wysiadł mi staw. Poszedłem do loekarza, a on mówi: "Bieganie przy pana wzroście? Chce pan się rozsypać?". Więc ten Gymnasion zjawił się jak cud, bo gdyby nie fitness, ja byłbym już dwa razy większy i musiałbym zmienić ubrania.

Turystyka?
Kiedyś najbardziej lubiłem jeździć nad morze. Poleżeć na plaży, poopalać się, nawet zasnąć. Później odkryłem, że i góry są fantastyczne. Ale nie jestem "Niedźwiedziem-odkrywcą", przywiązuję się do miejsc. Moje ulubione góry to Góry Izerskie, czyli Szklarska Poręba i okolice. Julian Gozdowski, szef Biegu Piastów, mówi mi: "idź tu i tu". Te trasy są przeważnie 20-kilometrowe, tak na cztery godziny. Ale jak mi się gdzieś spodoba, to przerywam - lubię się zasiedzieć. Uwielbiam robić zdjęcia przyrody.

Dokąd jeszcze lubi Pan wyjeżdżać?
Do USA, ale jeżdżę tam raczej z powodów zawodowych - mogę kupić sporo płyt. Zawsze pociągały mnie Indie i w ogóle Daleki Wschód. Kiedyś nawet napisałem, że w poprzednim wcieleniu byłem Hindusem. Na pewno po raz kolejny pojadę do Australii, choć zawsze, kiedy się tam wybieram, mówię, że to już ostatni raz, bo podróż trwa aż 30 godzin. Byłem w Nowej Zelandii, na Tasmanii. To piekne miejsca - dziewicze, nieodkryte, a jednocześnie bardzo przyjazne. Nęci mnie RPA, Zimbabwe, Wodospady Wiktorii. Może się uda.

Dziękuję za rozmowę.



rozmawiał: Zdzisław Pisiński
źródło: Żyj zdrowi i aktywnie