Dlaczego zdrowe odżywianie nie przewiduje korzystania ze specyfików odchudzających?

Zdarza się tak, że znużeni niepowodzeniami w kwestii odchudzania mamy chęć skusić się na krótszą i łatwiejszą drogę – łyknę tabletkę, wypiję jakiś kisielek i PUF! Kilogramów nie ma. Zastanawialiście się kiedyś, jak to działa? 
fit.pl
2013-10-14 00:00
Udostępnij
Dlaczego zdrowe odżywianie nie przewiduje korzystania ze specyfików odchudzających?


Otóż, moim zdaniem produkcja tego typu specyfików to samonapędzający się interes. Dlaczego? O tym za moment...

Jakie mamy produkty na rynku? Przyspieszające metabolizm, ograniczające wchłanianie, niskokaloryczne dania zastępujące normalne posiłki... Ich sekret jest taki, że może i schudniecie w trakcie ich stosowania, ale po odstawieniu, gdy wszystkie procesy metaboliczne wracają do normy (nie łudźcie się, że tabletki „ustawią” wasz organizm na zawsze), zaczynamy na powrót wchłaniać i trawić jak wcześniej, tak więc skoro wtedy tyliśmy, to i teraz tak będzie – następuje efekt jojo i znowu sięgamy po podobny specyfik, bo „kiedyś zadział”. I kółeczko się zamyka. Sama przetestowałam (na szczęście krótko) jeden specyfik z „dań dietetycznych”, obecnie jestem w trakcie próby innego magicznego napoju i niesamowicie cieszę się, że nie wydałam na to coś ani grosza. Osobiście znam też osobę, która chciała schudnąć na jednym z podobnych specyfików. Efekt? Co najmniej 2x więcej kilogramów doszło, niż miało zejść.

Gorzej, kiedy ludzie sięgają po różne trefne produkty, zwłaszcza z internetu. Mam tu na myśli kilka sławnych spraw z „magicznymi tabletkami”, zwykle Made In China. Po zażyciu kilku, w krótkim czasie niesamowicie chudniemy! Ojej, jakie to cudowne! Nie nadążamy ze zmianą garderoby, wszystko tak szybko robi się za duże i workowate! Aż nagle BUM: mdlejemy między wieszakiem a przymierzalnią, nie daj Boże coś gorszego. Dzieje się tradycyjna procedura znana z filmów, niektórym z autopsji. Ktoś dzwoni po karetkę, karetka zabiera nas do szpitala, tam nas badają, prześwietlają, kują, oklepują młotkami. W końcu znajdują coś bardzo ciekawego w naszym ciele. Okazuje się, że mamy cichego wielbiciela, przyjaciela w jelitach, żołądku... pal licho, gdzie zdążył się dostać. Mowa oczywiście o tasiemcu i glistach ludzkich.

Po dłuższym namyśle stwierdzam, że glista chyba jest gorsza od tasiemca – pod tym względem, że rozmnaża się wewnątrz nas, zatruwa nas mamusia, tatuś i spora gromadka małych glisdusi. Mało tego, wyprawiają się w ciekawe i pouczające wojaże po całym ciele: jelita czy żołądek to tylko skromny początek. Niestety to paskudztwo strasznie lubi podróżować gdzie się da, do tego tak, by pozostać niezauważonym. Oczywiście zdarza się nieposkromiony apetyt, później wręcz przeciwnie, gorączki, bolączki i cały kramik. Zarówno glisdy jak i tasiemiec mają w nosie stan zdrowia żywiciela – grunt, by chociaż trochę dał się wykorzystać, nakarmił. Potem można go zatruć odchodami i nie wiadomo czym jeszcze. Ten syfilis trudno jest wyplenić. Najprostsza sprawa jest chyba tylko z tasiemcem nieuzbrojonym. Najprostsza nie znaczy bezbolesna i krótka.

Niestety glistnica i tasiemczyca lubią zostawiać po sobie pamiątki w postaci powikłań, co zwykle nastolatki chcące szybko zostać modelkami mają zwyczajnie daleko w tyle. Wystarczy, że jakiś fotograf powie im, że przy wzroście 163cm waga 50kg to zdecydowanie za dużo, szczupła to ona chyba była 12kg temu i już dziewoja szuka szybkiego sposobu, by modelką się stać. A później płacz, lament i zgrzytanie zębów, bo ani sesji nie będzie, ani odchudzanie instant nie powiodło się tak, jak powinno.

Na nasze nieszczęście żyjemy w świecie szybkiej pracy, szybkiego życia, szybkiego jedzenia i chęci szybkiego schudnięcia bez wyrzeczeń. Czasami jednak powinniśmy sobie postawić pytanie: Co będzie większym wyrzeczeniem? Wydanie kilkunastu złotych na kilka warzyw, indyka i pełnoziarnisty makaron czy raczej poświęcenie zdrowia przez korzystanie z drogi na skróty?

Amanda

slim-dream.blog.pl

www.odchudzanie.fit.pl