Od września 30 osobowe klasy to już przeszłość. Kiedyś nauczyciel marzył by w klasie było tylko 15 do 20 uczniów, teraz taki przywilej i luksus prowadzenia zajęć w mniejszych grupach stanie się rzeczywistością.
We wrześniu znacznie mniej uczniów pojawi się w szkołach za sprawą niżu demograficznego, który właśnie objął roczniki szkolne. Choć w klasie nauczyciel będzie mógł swobodnie pracować z dziećmi i lepiej zrealizować materiał, jednak wielu nie znajdzie pracy w dotychczasowych placówkach. Już od 2005 roku liczba etatów zmniejszyła się 7,4 tys. a w gimnazjach o 4,3 tys.
Szkoły rozpoczynają zatem dramatyczną walkę o uczniów i wszelkimi środkami zachęcają rodziców do oddania pociechy pod ich opiekę. Placówki tworzą pokazowe filmiki, wysyłają ulotki, prezentują się na tarach, kuszą licznymi pozalekcyjnymi zajęciami, a przede wszystkim poprawiają standard wyposażenia, dostosowują je do potrzeb maluchów i norm unijnych.
Uczeń to nie tylko towar rzadki, ale także drogi. Obecnie wprawki dla pierwszaków czy gimnazjalistów przewyższają średnią krajową pensję w ciągu semestru. Najtańsza wyprawka dla dziecka wraz z tornistrem i przyborami to koszt od 400 do 800 zł. Najdroższa 1000. Kształcenie wyższe to także drogi biznes dla rodziców. Utrzymanie dziecka na studiach dziennych to rocznie wydatek około 5,2 tys. Przyszły magister, zanim wejdzie na rynek pracy (i odnajdzie się w nim) to także droga inwestycja.
www.fit.pl
Deficyt dzieci – nowy problem w szkołach?
Jeszcze niedawno mówiło się o problemach z niżem demograficznym wśród studentów. Coraz mniej studiującej młodzieży oznaczyło także niewielkie przychody i straty dla wielu uczelni. Obecnie tak sytuacja już powtarza się w szkołach podstawowych i gimnazjum