Dwa oblicza syndromu opuszczonego gniazda

Syndrom opuszczonego gniazda to moment, w którym rodzice muszą uświadomić sobie, iż wychowanie dzieci to nie jedyna, życiowa rola jak jest do spełnienia... tylko jak to zrobić?
fit.pl
2010-02-23 00:00
Udostępnij
Dwa oblicza syndromu opuszczonego gniazda
Oblicze pierwsze:.

Ostatnio odwiedziła mnie koleżanka- Inga. Sympatyczna dziewczyna w wieku 26 lat, pracująca w firmie poligraficznej. Nie widziałyśmy się pół roku, wiec litry kawy poszły na konto pogaduszek i tzw. rozmów o życiu… Inga miała spory problem, który zainspirował mnie do napisania tego artykułu. Doświadczyła syndromu pustego gniazda z perspektywy dziecka.
W każdej rodzinie nadchodzi „okres pustego gniazda”:  kiedy dorosłe dzieci dojrzewają do decyzji o opuszczeniu przytulnego domu rodzinnego. Następuje to wcześniej czy później, ale jest nieuchronne, nawet, jeśli to opuszczenie jest jedynie symboliczne i polega na układaniu sobie życia indywidualnie pod dachem rodziców. Pociechy zaczynają się usamodzielniać, mieć własne zdanie i poglądy, co dla większości rodzicieli jest buntowniczą demonstracja niezależności, nie chcą się z tym pogodzić i uważają za osobistą klęskę wychowawczą. I po co?

Mama Ingi nie może pogodzić się z faktem, iż jej jedynaczka chce wyprowadzić się z domu:  „Po co? Jeśli mieszamy w tym samym mieście, wydawać pieniądze na nowe lokum?” W tym wypadku troska finansowa matki jest jedynie przykrywką. Panicznie boi się nadciągającego „pustostanu domowego”- tak braku obecności córki 24h/dobę, jak i odczuwa zagrożenie osamotnienia emocjonalnego. I nie ona jedyna, będąc rodzicem w wieku 50- 60 lat przechodzi syndrom pustego gniazda.

[-------]

Jak wskazuj badania naukowe rodzice jedynaków o wiele mocniej przeżywają życiowe usamodzielnienie się dzieci i ich odejście spod „rodzinnej strzechy”. Kolejne badania wskazują, że to właśnie kobiety, jako matki częściej niż ojcowie nie mogą mentalnie rozstać się z dzieckiem. Przykład z autopsji? Proszę bardzo. Michał (30 lat, informatyk) to znajomy z wycieczki, który od roku czas stara się przyzwyczaić matkę do faktu, iż jest dorosłym mężczyzną. Mieszka z narzeczoną w innym mieście, ale i tak, co weekend musi pokonać 250 km, w celu stawienia się na niedzielny obiad u mamusi. Obsesyjna sytuacja… Codziennie odbiera po kilka telefonów, z zapytaniem czy nie jest głodny (bo przecież „ta dziewczyna – mowa o narzeczonej Michała, nie umie gotować”, tzn. gotować tak jak matka), żeby nie zakładał tej granatowej koszuli w paski, bo mu w niej nie do twarzy, albo czy przypadkiem się nie przepracował. A najlepiej żeby wrócił do domu, bo jego pokój ZAWSZE na niego czeka(!)

Dlaczego czeka? Badania naukowe przeprowadzone przez  demografkę Catherine Villeneuve-Gokalp  analizowały objawy „pustego gniazda” na podstawie zagospodarowania po - dziecięcego pokoju.  Villeneuve-Gokalp wzięła po uwagę okres 5 lat po wyprowadzeniu się dzieci z domu.  ⅔ rodziców twierdziła, że „pokój należy zawsze do dziecka”, 42 % przyjmował dzieci w pokojach gościnnych, jedynie 13% rodzicieli pozwoliło sobie na luksus zaadaptowania pokoju dziecka na własny użytek. Statystyki rodziców jedynaków są bardziej niepokojące, bo aż 67% ojców i matek uważa, że „sypialnia jest własnością ich dziecka”, 30% korzysta z niej sporadycznie, a tylko 3% używa jej do własnych celów. Zachodzi też silne zjawisko wyparcia syndromu pustego gniazda – bo aż 37% rodziców, którzy zmienili adres, urządziła pokój dla dorosłych dzieci, w nowym lokum.
Michał zaczyna mieć dość. Słuchałam jego monologu z niepokojem, ponieważ uświadomiłam sobie, że jego rodzicielka takim histerycznym zachowaniem, buduje coraz większą barierę miedzy nimi i nie jest tego świadoma. Michał z przymusem jeździ, co niedziela do rodzinnego domu, odbiera te wizyty, jako karę, a nie przyjemność kontaktu z najbliższymi…

[-------]

Drugie oblicze:.
Na szczęście istnieją też rodzice, którzy zrozumieli proces pustego gniazda i to, że jest to zjawisko naturalne. Panią Dorotę poznałam, gdy pilotowałam wycieczkę do Budapesztu. Kobieta 62- letnia, wybrała się z małżonkiem za granicę. Zwarzyła mi się, że także na początku miała problem z zaakceptowaniem domowej pustki po usamodzielnieniu się dwójki dzieci. Już w czasie studiów pociechy bywały w domu sporadycznie. Zaczęła panikować, martwić się, co robią w danej chwili, kilka razy niespodziewanie odwiedziła latorośle w akademiku. W końcu stwierdziła, że musi z tym przestać.

Uświadomienie obie nadciągających zmian jest już połową sukcesu. Chodzi o odważną konfrontacja z życiem, zniwelowaniu dysonansu poznawczego tej sytuacji. Pani Dorota oddaliła się od męża, bo większość czasu żyła problemami swoich dzieci, wszystko im podporządkowała. Od nowa musiała nauczyć się myśleć o sobie, robić Cos dla siebie, odszukać swoje marzenia (np. o podróżowaniu) i zacząć je realizować.

[-------]

Lekarstwem na syndrom pustego gniazda może być znalezienie sobie hobby, wypełniacza czasu, zajęcie się wreszcie sobą i swoim związkiem. Strach przed konfrontacją z partnerem najczęściej jest nieuzasadniony. Po opuszczeniu domu przez dzieci nadchodzi najlepszy czas na odświeżenie uczucia między małżonkami, które w czasie wychowania potomstwa, nierzadko było zepchnięte na boczny tor. Pójście na kolację, wybranie się do kina, na weekend za miasto, czy wycieczka pozwolą odbudować zaniedbaną więź… i to jest piękne.
Większość rodziców z krajów Europy z utęsknieniem czeka na „puste gniazdo”. Czemu? Bo dla niech jest ono możliwością odpoczęcia, zajęcia się sobą ze świadomością dobrze spełnionego obowiązku rodzicielskiego. Są w kwiecie wieku, dojrzali, wiedza, czego chcą od życia, wiele pomysłów do nieskrępowanej realizacji.
Konkluzja nasuwa się sama – dzieci wychowujemy dla społeczeństwa i innych ludzi, a nie dla siebie. Jeśli chcemy, aby w rodzinie panowała zdrowa atmosfera, pozwólmy dorosnąć „dorosłym” dzieciom i być z nich dumni. Kolejny etap życia czeka!