"Najważniejsze jest życie w zgodzie z własną naturą, nie tą uniwersalną, ale z własną, trzeba jej się poddać... Ja niestety za mało dbam o siebie"
fit.pl
2005-10-04 00:00
Udostępnij
Magda Olszewska
Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam, ale chcę skosztować jak najwięcej...
Najważniejsze jest życie w zgodzie z własną naturą, nie tą uniwersalną, ale z własną, trzeba jej się poddać. To tak jak ze smakami, którym człowiek ulega, bo organizm tego się domaga. Jeśli mam ochotę zadzwonić do koleżanki i z nią pogadać, albo mam ochotę wypić bardzo kaloryczne kakao - po prostu to robię.


Generalnie ćwiczę, bo muszę. Niestety za mało dbam o siebie. Niewiele mam na to czasu i to nie tylko, dlatego że dużo pracuję. Niemniej jednak ćwiczę i muszę ćwiczyć. Miałam poważną kontuzję kręgosłupa spowodowaną upadkiem na nartach. Prawie pół roku leżałam na wyciągu. Później, wiadomo, rehabilitacja. I teraz jeśli zaniedbam jakiekolwiek ćwiczenia, kręgosłup natychmiast daje o sobie znać. Generalnie więc ćwiczę z myślą o zdrowiu, a nie o sylwetce czy urodzie.

Kiedyś odwiedzałam siłownię swoich przyjaciół na Marymoncie, ale ponieważ wymagało to dojazdów, zrezygnowałam. Teraz najczęściej ćwiczę w domu. Dziennie poświęcam na gimnastykę od 20 minut do godziny. A ulubione ćwiczenia? Nie mam takich, no, może jedynie te z pogranicza baletu.

Talent mam tylko do baletu. Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam. Ponieważ nie mam słuchu muzycznego, nie umiem na niczym grać, nie umiem śpiewać, nie mam talentu do malowania, więc rodzice wymyślili mi balet. Od 5 do 12 roku życia chodziłam na lekcje. I bardzo dobrze, bo dało mi to fajną bazę na całe życie. Inaczej chodzę, ładnie się trzymam i poznałam fantastyczne ćwiczenia. Są bardzo trudne, wysiłkowe, ale bardzo eleganckie. Mają coś z ćwiczeń izometrycznych, a izometria to dla mnie fenomenalna gimnastyka.

Nie jestem kobietą z przeszłością. Oczywiście sportową. Owszem próbowałam wielu rzeczy jak każda normalna młoda dziewczyna, ale żadna dyscyplina sportowa nie zainteresowała mnie na tyle, aby ją uprawiać. W dodatku nie lubię sportów wyczynowych, jestem ich zdecydowanym przeciwnikiem. I jak się okazuje, lekarze wspierają mnie, twierdząc, że znacznie zdrowsze są sporty rekreacyjne. Dlatego jeżdżę na rowerze, gram w siatkówkę, ping-ponga, kręgle i bilard. Po pierwsze, to wspaniała rekreacja, po drugie, człowiek nie rdzewieje. Poza tym uwielbiam pływać i kiedy tylko mogę, chodzę na basen.

Najważniejsze to chcieć. Nawet najbardziej zapracowany człowiek może sobie wygospodarować czas na rekreację. Jestem osobą zapracowaną, ostatnio musiałam dużo czasu poświęcić rodzinie. A mimo to znajduję czas, by się ruszać. To kwestia chcenia. I na przykład, gdy nie mam zbyt wiele czasu, zamiast przejść się spacerkiem do najbliższego kiosku, idę do najdalszego na moim osiedlu, ale w takim tempie, że kiedy wracam, czuję ten marsz w łydkach. Muszę znaleźć czas, by przynajmniej raz w miesiącu pójść na masaż. Kilka razy w życiu oddałam się w ręce masażysty i rzeczywiście czułam się z tym genialnie. Poza tym mam parę jeszcze rzeczy do zrobienia. Mam ogromną chęć poznawania czegoś nowego...

Z wiekiem ryzyko kusi mnie coraz mniej. Lubię niespotykane sytuacje. Nieraz pociąga mnie ryzyko. Ale im człowiek jest starszy, tym więcej ma do stracenia i większą świadomość, i owo ryzyko jest mniej kuszące. Choć moje marzenie, by polatać na paralotni, być może wkrótce się spełni. Dostałam zaproszenie, aby spróbować, i - mimo pewnych obaw - chyba spróbuję. Naprawdę mam na to ochotę. Mój zawód nauczył mnie, że trzeba dużo rzeczy smakować, bo wtedy życie staje się pełniejsze. A człowiek ma szansę poznać i ocenić, co lubi bardziej, a co mniej. Dlatego lubię poznawać ciągle jakieś nowe sporty, nowe rzeczy, nowe możliwości.

Byłam zdrowo żywiona. Od dziecka. I tak jest do dziś. Jem dużo warzyw, owoców i nigdy się nie przejadam. Wolę wstać od stołu trochę nienasycona. Jem dużo kaszy gryczanej, którą po prostu uwielbiam, i tylko śladowe ilości mięsa. Właściwie jestem semiwegetarianką. Od czasu do czasu jadam drób i ryby.

Mogłabym powiedzieć, że całe życie jestem na jakiejś diecie - takiej, którą dyktuje zdrowe odżywianie. Bardzo lubię na przykład razowce. I wtedy powtarzam słowa doktor Małgorzaty Kozłowskiej - Wojciechowskiej z Instytutu Żywności i Żywienia, że razowy chleb na śniadanie, a bułeczka ewentualnie w nagrodę. Tylko że ta bułeczka to dla mnie już za dużo.

Oczyszczam się, ale nie z powodów religijnych. Dzień zaczynam od wypicia szklanki wody. Poza tym od czasu do czasu robię oczyszczenie organizmu. Zaczerpnęłam to z medycyny Wschodu. Ona jednak zaleca oczyszczanie się z powodów religijnych, a ja oczyszczam się, dlatego że uważam, iż co miesiąc człowiek powinien wyrzucić z siebie jakąś część toksyn. Piję przez kilka dni wodę i specjalne herbatki detoksykujące. Stosuję też lekką dietę, na przykład jarzynki gotowane z ziemniaczkami. Ale robię to tylko wtedy, kiedy nie pracuję ciężko. Bo nie wolno wtedy być na diecie. Można jednak sięgnąć po kostkę czekolady. To prawda, że poprawia humor.

Na stres stosuję sen, pranie, męża i lizaka. Przede wszystkim staram się wtedy być z mężem. Olaf działa na mnie naprawdę kojąco. Gdy jest mi źle, to po prostu przytulam się do niego i rozmawiamy. A jeżeli jest to niemożliwe, kładę się na łóżku i czytam książkę. Jeśli jest to potężny stres, staram się go przespać. Sen jest genialnym lekarstwem, nie tylko na stres. Poza tym robię wtedy porządki w domu. Sprzątam, piorę ręcznie, przesadzam kwiatki, robię koronki. Czyli generalnie wykonuję czynności mechaniczne. Albo gotuję coś bardzo wyrafinowanego, używając wszystkiego co mam w domu - niezliczonych ilości garów, łyżek i innych naczyń, że zajmuje mi to pół dnia, a przez drugie pół to wszystko zmywam. Wierzę też, że na stres może pomóc sport, ale generalnie na sport trzeba mieć ochotę. Dobry daleki spacer też mi pomaga, a już na pewno nastrój poprawia mi kupno lizaka.

Nie lubię patrzeć, jak inni to robią. Prowadziłam kiedyś w telewizji studio Mundial. Nie lubię piłki nożnej (wyjątek - gdy Polacy wygrywają) i nie bardzo chciałam relacjonować te wydarzenia. Uważałam, że prawdziwy kibic strasznie się wkurza, jak mu jakaś pani coś gada o jego ukochanej piłce. Mimo to było ciekawie. Czegoś się nauczyłam. Zapraszaliśmy wielu interesujących gości i wspaniałych fachowców. Wolę jednak uprawiać sport, niż patrzeć, jak inni to robią. Lubię lekokoatletykę, rajdy samochodowe. Zresztą sama kiedyś startowałam w rajdach. I jako kierowca, i jako pilot. Co prawda nigdy nie zajęłam pierwszego miejsca, ale to fantastyczny sport. Lubię także szermierkę. Sport jest szalenie widowiskowy. Tylko nie ten brutalny jak boks. Zachwycają mnie sporty, które pokazują piękno człowieka. Bardzo szanuję Adama Małysza, z którym miałam szczęście przeprowadzić dwa wywiady. Bardzo mi imponuje. Wiem, że jego sukces to nie są prochy, jakieś dopingi, tylko charakter. I takie sporty lubię - gdzie widać wysiłek ludzki. Wysiłek umysłu, mięśni i charakteru.

O urodę dbam za mało. Nie chodzę do kosmetyczki, bo nie mam do tego cierpliwości. Nie lubię jak mi ktoś gada o głupotach nad głową. Może i dlatego nie przepadam za wizytami u fryzjera. Bardzo długo sama się strzygłam. Dopiero niedawno to się zmieniło. Staram się używać dobrych kremów, oczywiście takich, na które mnie stać. Zwracam uwagę, czy zawierają koenzymy, witaminy. Uwielbiam maseczki. Mam do nich słabość. Są to albo kupione w tubce, albo na przykład zmiażdżone truskawki - oczywiście w sezonie. I tyle jeśli chodzi o urodę.

Czy o czymś zapomniałam? O tak. Przecież jeszcze na łyżwach jeździłam. Piruety do dzisiaj umiem kręcić. A teraz planujemy z mężem kupić biegówki. Mimo urazów z przeszłości mogę i będę sobie nimi rekompensować brak szusowania po stoku. Poza tym charakterystyczne dla mnie jest (tego mnie nauczono podczas rehabilitacji kręgosłupa) bardzo szybkie wchodzenie po schodach na czubkach palców. To świetna gimnastyka. A ja mieszkam bardzo wysoko.

źródło: SHAPE

www.fit.pl